Maj pełen wizyt lekarskich




Maj minął tak szybko jak się zaczął. Nawet nie wiem kiedy majowe wieczory zamieniły się w czerwcowe. Tak , miałam bardzo intensywny czas. Dziś już mogę powiedzieć , że wreszcie będę mogła zwolnić. Bardzo się cieszę. Po pierwsze nadchodzi lato i w całości będę mogła korzystać z naszego Raju Na Ziemi. Po drugie - wreszcie spędzę czas z moimi trzpiotkami. Mam jak zwykle mnóstwo rzeczy zaplanowanych. To jakoś nie potrafię zmienić. Po prostu lubię być zorganizowana. Czuję , że jestem potrzebna, zorganizowana i w pełnej gotowości.  Nie przeszkadza mi gdy moje plany wezmą w łeb. Zaraz w mojej głowie przychodzą kolejne pomysły do realizacji. Więc ze mną nie ma nudy. Myślę, że tegoroczne lato będzie cudowne i pełne magicznych chwil. Obserwujcie mój blog , a dowiecie się co mamuśka przygotowała. 
A co do maja , to obfitował w wizyty lekarskie. Bardziej chodzi o młodą. Jednak cieszę się z ich rezultatów bo ruszyliśmy do przodu. Myślę ,że jak dobrze pójdzie to nowy rok szkolny rozpocznie na luzie psychicznym. Udało nam się zoperować nóżkę. Goi się bardzo dobrze. Operacja odbyła się jednak w Katowicach , bo zależało nam na terminie. Im szybciej to zrobimy to skutki będą mniejsze. Zarejestrowani jesteśmy do Polanicy Zdroju, tylko że termin mamy za trzy lata. No trochę to jest czasu. Sara jest już młodą panienką i z czasem ta nóżka by jej przeszkadzała. Do tego wstyd i brak możliwości zakupienia cudownych pantofelków. Zniosła bardzo dzielnie wyciąganie drutów. Co prawda wyciągnęli tylko połowę i kolejna porcja będzie usunięta za dwa tygodnie. Jednak już wie jak to wygląda i już się nie boi. Zresztą jak stwierdziła :
- Mamuś to wcale nie bolało!!!! Bardziej bolało usuwanie szwów. Teraz się nie mogę doczekać aż to się skończy i będę mogła sobie kupić sandałki.
- A nie mówiłam! Strach ma wielkie oczy. Nigdy mnie słuchasz , a ja nie chcę ci zrobić krzywdy.
-Tak wiem, ale wiesz jak jest. Ja się bardzo boje szpitali. Nie lubię ich.
No i jak inaczej zareagować jak tylko mocno przytulić okruszka. Sama nie lubię leżeć w szpitalu, a tym bardziej być pokrojona. Zresztą każdy z nas ma obawy przed wizytą lekarską , zwłaszcza taką w której mamy do zrobienia jakieś czynności lekarsko-pielęgniarskie , czy tym bardziej zabiegowe. Z  każdym dniem widzę jak się zmienia. Jak otwiera się na świat. Jak schodzi z niej powietrze. Widzę , że bardzo się stara. Pragnie być kochaną i akceptowana taką jaka jest. Cieszy się z drobnych rzeczy i małych sukcesów.Zaczyna widzieć w sobie dobre rzeczy i jak to mówi talenty. Jest oczywiście pyskata, maruda i obrażalska. Ale także jest słodka, ciepła, delikatna, wrażliwa, ambitna. Jak każdy z nas ma swoje plusy i minusy.  I jak każdy z nas musi zaaklimatyzować się w nowym otoczeniu z nowym towarzystwem , z nowymi obyczajami i zasadami. Bardzo dobrze sobie z tym radzi. Dzięki niej w naszym domu znów pojawił się szczebiot , uśmiech,  kłótnie między rodzeństwem , a nawet nami ( tzn, wymiana zdań i poglądów). Jest dom i rodzina, która podniosła się na nowo i zaczęła ponownie chłonąć życie. Po drodze do Katowic zrobiliśmy sobie przerwę na Gorze Anny i zaglądnęliśmy na Orlen. Same pyszności nam zaserwowano. Uwielbiam ichniejszą kawę , ale nie spodziewałam się , że otrzymam tak wielki kubałek. Szczęścia ogrom. Do tego wraz z mężem domówiliśmy porcję zdrowia w formie sałatki z kurczaczkiem , a nasza gwiazda poprosiła o naleśniki z nutellą i bananem. Jej porcja była przeogromna. Nie żałowali bananów i czekolady. Do tego jeszcze bita śmietana. Nie dała rady ją opędzlować , więc tatusiowi dostały się resztki. 










 Kolejna wizyta jaka się odbyła to we Wrocławiu. Tutaj mieliśmy spotkanie z panią otolaryngolog. Przecudna kobieta. Bardzo nam pomogła, zrobiła badania i zakwalifikowała nas na implant ślimakowy. Teraz będziemy czekać na termin. Nie ważne kiedy - ważne że już do przodu. Sara mega ucieszona. Zwłaszcza, że na prawe ucho już w ogóle nie słyszy. Lewe w 60% uszkodzone. Mimo wszystko moja gwiazda super sobie radzi. Jestem z niej baaardzo dumna. 

Jednak to nie koniec wizyt lekarskich. Moja najmniejsza córcia ( czyli  mój psiak) najbardziej przeżyła maj. Codzienne zakraplanie oczu po 5x plus prawie co tydzień wizyty w klinice okulistycznej nie przyniosły poprawy. Bidulka już tak cierpiała , że serce moje krwawiło masakrycznie.  Nie było już wyjścia i musieliśmy podjąć wraz z mężem straszną dla nas decyzję. Trzeba było usunąć naszej Lunce oko.Co prawda nasz zaprzyjaźniony weterynarz i pani doktor z psiej okulistyki powiedzieli nam , że to najlepsza decyzja dla psa. Ona już cierpiała okropnie. Nic by jej już nie pomogło. Poczytałam na prędce o tym zabiegu. Doktorzy potwierdzili ,że jest on często wykonywany , a psiaki szybko dochodzą do siebie i wracają do kondycji z przed choroby. No i zrobiliśmy to. Mała była bardzo dzielna. No i powiem , że goi się bardzo szybko. Nasza psiapsi wróciła do żywych. Jest tą psinką pełną życia jaką była praktycznie pół roku temu. Nie przeszkadza jej brak oka. Świetnie sobie radzi. Nic praktycznie się nie zmieniło, oprócz jej wyglądu. Miłość i wdzięczność jej przeogromna. Jejku jak ja się cieszę!!!!!!!!!!!
No i ostatecznie zakończyłam specjalizację z pielęgniarstwa rodzinnego dla położnych , które zakończyło się egzaminem wewnętrznym we Wrocławiu.
Teraz już tylko czekać na egzamin państwowy w Warszawie , ale tym będę się martwiła bliżej terminu , który najprawdopodobniej będzie w październiku.
Tak więc maju żegnaj. Do zobaczenia w przyszłym roku. obym miała więcej czasu dla siebie i mogła skorzystać z uroków rzepakowego wzgórza.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wrzesień przyszła niespodziwanie

Wrzesień, wrzesień to już jesień. Jarzębinę w koszu niesie. No początek miesiąca zapowiedział się istnie letnio. Niestety później przyszło t...