Lipiec i połowa wakacji.

Lipiec...ciężko powiedzieć , że to lipiec. Bardziej wygląda na sierpień. W tym roku bardzo szybko wszystko podojrzewało. Za oknem boćki szukają jedzonka po świeżo skoszonym zbożu. Rzepaki w tym roku w maju straciły kolory, gdzie zawsze o tejże porze żółciły moje wzgórza. Teraz robi się brązowo, sucho, jesiennie. Może tylko pogoda typowo wakacyjna, wręcz tropikalna. Anomalie za oknem są okropne. W tym roku tak się cieszyłam z mojego sadu. Wszystko zaczęło pięknie kwitnąć. Wreszcie te drzewka owocowe ,które wcześniej nie owocowały zaczęły puszczać pąki. No i trach!!! Przyszedł wielki mróz i wszystko szlag trafił!!!!
Płakać mi się chce.Wiem, to tylko mój mały sadzik. Współczuję rolnikom , których sad to życie i pieniądz.Przyroda...jedna chwila i wszystko pozamiatane: grad, tornado, mróz, ogień, susza, wiatry. Człowiek nie może nad tym zapanować. Staje się malutkim , bezsilnym robaczkiem.Jednak czy to jest duży sad czy taki malutki jak mój , to i tak mi szkoda moich drzewek i pracy w to włożonej.Bo przecież robi się po to aby coś z tego mieć. 

I jak co roku nasz basen oferuje swoje usługi. Od rana do późnych godzin wieczornych. Pogoda istnie tropikalna pozwala na korzystanie z basenu na maksa. Nawet noce są ciepłe , więc woda się nie schładza aż tak bardzo. Dziewczyny szaleją na maksa. Młoda nad morzem zakupiła sobie kapok i motylki więc teraz maltretuje ten sprzęt. 






Nawet ja, stara matka moczy dupeczkę w wodzie. Cieszę się bardzo , że mam go na wyłączność. Niedziele teraz spędzam na leniucha. Leżaczek, muzyczka w tle, kawa mrożona i książeczka. Przerwa na szybki obiadek i dalej na ogrodzie. Mąż zafundował nam różowego flaminga i czuję się jak królowa. Od czasu do czasu na swój pokład zabiorę moją Lunkę i tak pływamy sobie od brzegu do brzegu. Naprawdę nic do szczęścia mi więcej nie trzeba ( oprócz jednego - wiadomego). Taka to moja agroturystyka. Mój raj na ziemi.Jeszcze jest pełno rzeczy , które chciałabym aby zagościły w moim ogrodzie. Jednak z roku na rok robi się tutaj pięknie. Uwielbiam zaglądać do sklepów ogrodniczych i wyszukiwać nowości pasujących do mojego  miejsca. Najpierw robię zdjęcia, potem czytam wszystko o danej roślinie i czy nadaje się na mój teren , a potem obmyślam kolejne zagospodarowanie terenu. Mój mąż ma rękę do roślin więc jemu zostawiam nasadzanie. Teraz kiedy jest już na emeryturce dogląda te moje badyle. Wszystko się zmienia. Robi się mini dżungla. Kocham ten zielony kolor wokół mnie i ten zapach. Zapach , który zmienia się wraz z nadejściem każdej pory roku. Wieś jest cudna. Gdy byłam młoda marzył mi się Wrocław. Życie pełne dzikości, imprez, towarzystwa. Teraz..teraz wolę ciszę, spokój, z dala od tłumu. Teraz wolę posłuchać jak rano kos śpiewa do swojej żony, a dzięcioł stuka i budzi świat. Wyjazd do Wrocławia sprawia ,że wracam bardzo zmęczona, zestresowana i do tego z bólem głowy. Chyba już się zestarzałam. Wybieram przyrodę i wolność. Miasto zostawiam młodym. Może kiedyś moje panienki zechcą studiować w stolicy Dolnego Śląska , a potem z miłą chęcią wrócić na łono natury w domowe pielesze. Jak to mówią : każdy wiek ma swoje prawa. I coś w tym jest. Tylko to dopiero rozumiemy gdy zaspokoimy potrzeby dojrzewania.



Lipiec i nie tylko to czas wieczornych rozmów przy grillu czy ognisku.To spotkania z rodziną i przyjaciółmi. To wieczory z komarami i konikami polnymi. To marzenia na lepsze jutro. To miłość do samej siebie. To akceptacja życia takiego jakie jest. To lekkość bytu. To słodycz owoców. To po prostu w pełni lato.

Lipiec u nas obfituje również w dalszym ciągu w wizyty lekarskie.Co prawda wszystko idzie do przodu z czego jestem bardzo zadowolona. Jak dobrze pójdzie moja Sara do szkoły pójdzie w pełni wyposażona w dobrą kondycję i naprawiona na tyle ile można. Potem dalszy ciąg rehabilitacji związanej ze stópkami i kręgosłupem. Sudologopedia , ale już z mamusią - bo jestem w trakcie robienia z tego specjalizacji. Zapisałam już na basen od września. Został tylko endokrynolog ( to już ogarnięte i termin na październik), genetyk - to też umówione ( termin na 2025). Kolejny zabieg na rozdzielenie paluszków za trzy lata. Więc chyba wszystko jest ok. Czekamy jeszcze na komisję lekarską w nowym miejscu. 
Sara już przyzwyczajona do lekarzy i zabiegów. Nawet teraz częściej jeździ na rowerze co przypłaciła wywrotką i zdarciem połowy skóry. Dobrze ,że miała kask na głowie bo byłoby nieciekawie. Teraz ubiera się we wszystko co ma możliwe do ochronienia. No i dobrze! Po co mi jeszcze inne kłopoty. 
Lipcowe niespodzianki to czerwone wieczorne niebo. Zdjęcia nie pokazują tego majestatycznego widoku jaki pojawił się na niebie. Normalnie niebo płonęło! Widok zapierał dech w piersiach. Późniejszym terminie był też taki czerwony księżyc. Niestety mój aparat nie uchwycił tego widowiska. Niedługo w sierpniu będzie noc perseidów. Zawsze czekam na nią i spędzam noc na tarasie leżąc na leżaczku okryta kocem i popijam z koleżanką winko.U nas na górce, z dala od świateł ulicy jest na co popatrzeć. Dosłownie pokaz nie z tej ziemi. Kiedyś byłam w Kenii. Do dziś nie mogę zapomnieć nieba w nocy.Miliony gwiazd na wyciągnięcie ręki. Tak jakby nieboskłon miał spaść na ziemię. Coś spektakularnego. Dla takich widoków warto żyć!
A tu taka mała niespodzianka od pani ziemi. Ziemniaczek prosto od serducha. Czy taki obiadek nie smakuje wyśmienicie?Szkoda było go ruszać, ale co zrobić? Miał się zmarnować? To lepiej niech ucieszy nasze podniebienia. Życie potrafi czasem miło nas zaskoczyć ,a może zawsze to robi tylko my nie potrafimy się z tego cieszyć albo i dostrzegać?


 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Sierpień pełen atrakcji

Oj jaki ten sierpień był cudowny. I jak zawsze pełen atrakcji. Był czas dla siebie, koleżanek,rodziny. W sierpniu mogłam się spotkać z moją ...