Banan zawsze i wszędzie

Banan na twarzy - tak, wszędzie i zawsze i do końca. Mam trójkę dzieci i każde z nich jest inne. Pierwszy to optymista. Drugie to "mam wszystko w dupie", a  trzecie to totalny pesymista. Norbertowi zawsze wszystko pasowało. Nigdy nie marudził ,że to nie ładne, nie dobre , czy złe. Nigdy nie chciał nikomu zrobić przykrości. Myślał o drugiej osobie, o jego potrzebach. Oddałby ostatnią koszulę. Dzielił się wszystkim co miał. Zawsze pamiętał o uroczystościach domowych. Do tego był wielkim czyściochem. Pokój miał zawsze wysprzątany. Ubranka poukładane. Zabawki stały na swoim miejscu. Nigdy nie malował po ścianach czy mebelkach. Wyrzucał śmieci do kosza. Po skończonej zabawie zabawki szły do pudełek. Uwielbiał myć zęby. Szczoteczki zawsze nosił ze sobą i miał je u każdego w domu. Był jedynie wielkim niejadkiem. Jak był mały jadł tylko mleko i kaszę. Z czasem udało mi się wprowadzić zupy kremy i przemycać w nich wszystko co możliwe. Boże, jak ja marzyłam o tym aby moje dziecko zawołało :
-Mamusiu poproszę pierogi ruskie albo pizzę!
Niestety , na to musiałam czekać. Jednak warto było. Gdy stał się nastolatkiem to mógłby zamieszkać w lodówce. Był wszystkożerny. Pokój swój miał na piętrze, jednak gdy przychodziły mocne wiatry albo burze bardzo źle się czuł. Nie mógł spać, serce kołatało przeraźliwie. Więc wymyślił zamianę pokoi i przeniósł się na dół do mojego gabineciku. Myślałam, że będzie mu ciasno, ale skądże było w sam raz. Milutko, cieplutko i cichutko. Pokój na poddaszu nie pasował mu. Po pierwsze skwar ,a po drugie wszystko przez ten dach było słychać. Kiedyś wieczorem mówi do mnie:
- Mamuś jak to dobrze, ze mam tu pokój!
-Czemu? - pytam zaskoczona.
-Bo jestem teraz blisko lodówki! - ze szczerością w oczach odpowiedział mi.
Śmiać mi się chciało. Tyle czasu minęło aż ta kruszynka zaczęła jeść. Pamiętam jak do szkoły chodził i zabierał ze sobą śniadania. Nie były to byle jakie śniadania. Musiały być dwie duże buły z szyneczką, serkiem, ogórkiem lub coś na słodko. Do tego herbata z cytrynką i miodem w  termosie. Jogurcik i ciasteczko. W szkole wykupiony obiad z dwóch dań , a po powrocie do domu kolejny obiadek i kolacja z deserem. Rósł powoli i mało co przybierał na wadze. Byliśmy z nim w różnych poradniach aby sprawdzić jego stan zdrowia. Wszystko było w porządku. To związane było z jego wadą serca. Wyniki miał rewelacyjne. Nie było się czego czepiać.



Zresztą jak widać na zdjęciach mały jest szczęśliwy i nie wyglądał na wychudzonego. Dawał radę , a my razem z nim.

Tu wygląda na bambaryłkę hehehe. Tatuś za to jakiś szczuplutki. Tak, Jarek zawsze był chudy. Nazywali go w pracy szczypior. Teraz tez nie jest jakoś pulchniejszy. Dobre geny. Za to matka puchnie w oczach na samą myśl o jedzeniu. No cóż , nie każdemu dano po równo.





W domu moje ukochane lubiło siedzieć na stole przy oknie i obserwować świat. Rozkładałam im koc i poduszki , a ja siedziałam obok pilnując gotującej się zupy.

Tak wiem, wyglądam jak mój kuzyn. Do tej pory śmiejemy się z siostrą jak widzę to zdjęcie , że to chłopak a nie kobieta. Nie pamiętam gdzie ja byłam u fryzjera , że mnie tak opitolił. Płakać mi się chciało. No krótko rozumiem, ale żeby aż tak? No ale cóż. W swoim życiu miałam milion fryzur. Jedne były mega i inne trochę mniej. Ważne ,że włosy szybko rosną i można pokombinować z fryzurami.





 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Pierwsze wakacje nad morzem Dźwirzyno 2008r

Pierwsze nasze wspólne wakacje spędziliśmy w Polsce i to początkiem czerwca. Pogoda trafiła nam się bardzo piękna. Był czas na opalanie się ...