Początki z naszym koliberkiem.

Oj co to były za czasy!!! Tak, najwspanialsze w moim życiu. Myślę , że nie tylko moim, ale także Jarka , mojej babci , no i oczywiście samego zainteresowanego - czyli Norberta. Wreszcie po 11 latach starań o bycie rodzicem pojawiła się ta nasza mała iskierka. Cudowny , malutki, drobniutki Tomcio Paluch. Nie płakał. Leżał na pleckach i bacznie nam się przyglądał. Jego wielkie oczka zaglądały za nami gdy tylko się oddalaliśmy od niego ,a ogromny uśmiech pojawiał się gdy tylko czuł naszą bliskość. Od pierwszego wejrzenia zakochałam się w tej małej istotce.
- Mój  mały, słodki aniele kocham Cię od pierwszego wejrzenia. Jesteś już mój i zawsze będziesz. Nie oddam Ciebie nikomu. Jesteś i zawsze będziesz moim synkiem.
I tak już zostało. Naprawdę kocham go tak mocno. Nie wiem jak to jest kochać swoje biologiczne dziecko bo go nie mam. Jednak mój koliberek był i jest moim prawdziwym dzieckiem. Czuję jakbym go sama urodziła. Kocham go od włoska po pazurek, każdą jego cząstkę ciała i duszy. Ma nawet taką grupę krwi jak ja! Oczy niebieskie po mamie, sylwetkę po tacie. Ruchy Jarka i zachowanie moje. On kochał mnie prawdziwie, bezinteresownie, bez zakłamania, całym swym malutkim serduchem. Nigdy nie czułam inaczej. Nie myślałam o tym ,że jest od kogoś innego. NIE!!! Gdy zaczął dorastać bałam się jednego, że zacznie poszukiwać swoich korzeni i odejdzie do nich. Wiem ,że to taka kolej rzeczy, że każdy z nas chce mieć pewność swojej tożsamości i poznać swoje korzenie. Jednak w sercu matki zawsze jest pewien strach, obawa przed opuszczeniem. Gdy miał z 13 lat zapytałam się Go wprost:
-Norbert , a Ty nie chcesz poznać swoich rodziców biologicznych? Swojej mamy?
A on ze spokojem w oczach odparł- Mamusiu , ale to ty jesteś moją mamą. To ty zawsze jesteś obok mnie. To ty zawsze jesteś w szpitalu , gdy mam operacje i gdy boję się w nocy. To ty mnie wzięłaś do siebie i nigdy mnie nie zostawiłaś. Tamta kobieta mnie nie chciała. Porzuciła w szpitalu. Miałem umrzeć i na pewno tak myśli ,że mnie już tu nie ma. Ty mnie kochasz i ratujesz. Kocham cię mamusiu!
Takie słowa wypowiedziane przez dziecko to balsam na duszy. Wiedziałam, że nigdy mnie nie zostawi. Nawet gdyby był zainteresowany tamtejszą rodziną to i tak jego dom i mama jest tutaj. Mógł przyjść o każdej porze dnia i nocy z najmniejszą bolączką jego świata , a ja czy Jarek zawsze byliśmy w stanie go wysłuchać. Uwielbiałam kiedy moja połówka miała nocki, a ja z naszym synkiem leżałam w łóżku czytając bajki albo opowiadając historie z naszego życia. Cholera jak mi tego bardzo brakuje. Brakuje mi jego widoku, przytulasów i głosu , który brzmiał jak dorosłego faceta.

Gdy w naszym domu pojawił się koliberek mieszkaliśmy z Jarkiem u mojej babci gdyż nasze gniazdko przechodziło totalny remont. Jak wiadomo nigdy nie wiesz jaka pora na remonty jest najlepsza i nigdy nie wiesz kiedy zadzwoni telefon z Domu Dziecka z wspaniałą wiadomością. My musieliśmy odnowić nasze mieszkanko i przywitać słodziaka w czystym, eleganckim i dobrze zorganizowanym domku. Gdy nadeszła ta cudowna wiadomość remont miał się ku końcowi. Jednak dobrze było aby ściany po malowaniu , tynkowaniu i innych zabiegach upiększających odetchnęły świeżym powietrzem i nabrały domowego zapachu. Wiecie u babci jest najlepiej. Nic nam nie brakowało. Nawet było super, bo miałam kogoś bliskiego, kto zastępował moją mamę. Kto cieszył się z jego przyjścia tak samo jak my. Norbuś nie widział i nie miał sposobności poznać swojej babci, która bardzo chciała mieć wnuki ( nawet te adoptowane). Za to długo mógł korzystać z usług swojej prababci , która była niezawodna, wspaniała, cudowna i troskliwa. Nie raz uratowała nam życie pilnując naszego szkraba gdy my musieliśmy pracować. Norbert był bardzo spokojnym dzieckiem. Potrafił sam się bawić. Wystarczyło dać mu układanki, puzzle lub bajki i dziecka nie było. 









Gdy nasza iskierka pojawiła się w naszej rodzinie moja siostra wraz z mężem mieszkała w Irlandii. Przyjeżdżała dość często w odwiedziny do swojego chrześniaka i rozpieszczała na maksa. Dostałam od niej dużo ubranek , ale dla dziewczynki. No bo w planie miała być malutka Sara ,a pojawił się Norbciu Paluszek. Miałam tyle pięknych różowych śpioszków, body i skarpetuś w koronki. Po domu oczywiście chodził tak ubrany ,a co w końcu szkoda aby się zmarnowały takie cudeńka. Zresztą ubranek mieliśmy co nie miara. Nie dało się ich wszystkich przerobić. Pełne kartony oddałam koleżankom. Pamiętam jak wracając z pierwszej wizyty w Domu Dziecka wpadliśmy do Tesco i kupiłam śpiochy, body, kurteczkę, spodenki, bluzeczki i czapeczki. Potem zajechaliśmy do Legnicy po łóżeczko , materacyk i butelki. Koło naszego bloku była hurtownia dla maluszka. Tam wybrałam wózek i dodatki. Jednak nie kupiliśmy tam tylko wszystko przez Internet. Dziś zamawiasz , a na drugi dzień kurier wnosi na chatkę.
Pamiętam ,że w nocy siedzieliśmy i przeglądaliśmy strony z ubrankami , dodatkami do pokoju dziecka. Wszystko takie piękne, słodziutkie. Dla dziewczynek dużo więcej jest i bardziej kolorowo. Jednak chyba miał być chłopiec bo moim ulubionym kolorem jest niebieski, więc ten o to pigment zagościł w naszym domu. Gdy Norbert był większy  i  zapragnął siostry to wszystko wybierał do jej pokoju w różu. Matko Boska ile tego było. Nawet ściany mieliśmy w dwóch odcieniach pinku. Z czasem gdy Zuzia dorastała kolor ten zanikał na bardziej stonowane odcienie. Teraz gdy w naszym domu ponownie zagościła dziewczynka , róż nabrał intensywnego koloru. Toż to różowa landrynka. Śmieję się , że królowa jest tylko jedna i to ona wygrywa casting na lady pink plus wszystko co sroczki lubią najbardziej -świecidełka. Tak więc dobrze ,że jednak pierwszy  był chłopiec. Przetarł szlaki dziewczynom , a ja miałam cudownego towarzysza życia, który podarował mi cudowny świat i pokazał co to czysta miłość.









 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Sierpień pełen atrakcji

Oj jaki ten sierpień był cudowny. I jak zawsze pełen atrakcji. Był czas dla siebie, koleżanek,rodziny. W sierpniu mogłam się spotkać z moją ...