Sianożęty 2024


W  tym roku wakacje zaczęliśmy nieco wcześniej. Tydzień przed zakończeniem roku szkolnego. Nie wiedziałam jak będzie z moim letnim urlopem , gdyż jak wiecie zmieniłam pracę. W te wakacje postanowiliśmy pojechać w troszkę inne miejsce niż Ustronie Morskie , aczkolwiek nadal udało nam się codziennie dreptać naszymi szlakami. Wybraliśmy Sianożęty i ośrodek Collins. Czym kierowaliśmy się przy wyborze wakacyjnym?  A no tym ,że ośrodek ten ma basen kryty, animacje dla dzieci od rana do wieczora, bliskość plaży, możliwość przyjechania z pupilem. Najbardziej nam zależało na basenie i animacjach , bo wiecie sami jak to jest z naszą pogodą , zwłaszcza nad morzem . Nie mieliśmy też ochoty z Jarkiem wysłuchiwać  - Nudzi mi się! Co mamy robić? itp.

Więc tegoroczna destynacja to nasze ulubione zachodniopomorskie i bliskość Kołobrzegu. Dziewczynki były bardzo zachwycone , że już jadą na Holiday. Najbardziej Sara , gdyż pierwszy raz w życiu jechała na urlop. Taki prawdziwy. Razem z mamą i tatą, z siostrą. Po prostu wszyscy. Była na zielonej szkole nad morzem, ale jak to mówi na urlopie nigdy w życiu. Ostatnio w naszej codzienności obok słowa "jakoś" pojawia się często "pierwszy raz".  Te słowa przylgnęły do nas jak magnez. Widocznie tak to ma być i nie mamy co się nad tym zatrzymywać.
Droga minęła spokojnie, bez szaleństw na drodze. Nie było tirów, większego ruchu. Nie było tez za gorąco. Nasza mała psiapsi dzielnie znosi każdą wycieczkę samochodową. Na początku jest trochę spięta , ale potem już jest super.Lubi leżeć między dziewczynkami , albo u mnie na kolanach i obserwować z przodu drogę. Zatrzymujemy się przeważnie raz na jakąś toaletę i wyprostowanie nóżek , a Luna aby mogła sobie pospacerować i zrobić co trzeba.

Przyjechaliśmy przed możliwym zameldowaniem więc najpierw pierwsze kroki postawiliśmy na piasku i przywitaliśmy się z morzem. Oj jak ja je kocham. Nie ważne , że leje, wieje, mróz. Po prostu to cudne miejsce, które powoduje , że mam motyle w brzuchu , a miłość do świata wzbiera jak tornado. 
Po obiadku w naszej ulubionej Ustroniance udaliśmy się do recepcji zameldować się. Przemiłe młode dziewczyny odprowadziły nas do domku po drodze tłumacząc i wyjaśniając nam zasady panujące na ośrodku. 



Domki ustawione szeregowo, nie stykające się ze sobą, ogrodzone. Na dole pokoik z aneksem kuchennym zaopatrzonym w lodówkę, płytę indukcyjną, czajnik, zmywarkę i wszystko potrzebne do gotowania i spożywania posiłków. Na dole znajdują się dwie duże szafy, tapczan rozkładany, telewizor i stół z krzesłami. Cały zestaw do plażowania, leżaki, suszarka. Potem jest łazienka z WC i wanną. Na gorze dwa pokoje i łazienka z pralka i prysznicem. Jeden pokój - to sypialnia małżeńska z dużym łożem , komoda i telewizorem. W drugim pokoju jest balkon, szafki wiszące, dwa pojedyncze łóżka i jedno podwójne.  Wyjście na taras graniczy z ogromnym placem zabaw. Dzieciaki pod okiem rodziców mogą korzystać z niezłej infrastruktury. Moje najbardziej cieszyły się z tyrolki i to podwójnej. Tam też codziennie rano przy dźwiękach muzyki animatory budzili dziatwę do wspólnej zabawy. Rano aerobic lub zumba. Potem  codziennie był inny program.



Basen czynny codziennie od rana do wieczora. Dzieci w godzinach 11-12 , czasami jeszcze po południu były pod opieką animatorów, którzy organizowali zabawy w wodzie dla większych i mniejszych. Basen jest podzielony na dwie części. Głębsza dla starszaków do pływania. Tam też odbywały się mecze w piłkę wodną lub aerobic dla dorosłych. Po drugiej stronie płycizna  z mnóstwem zjeżdżalni , atrakcji dla milusińskich. Na terenie basenu znajdują się ratownicy, którzy cały czas swoim bacznym okiem obserwują nasze pociechy. 


Co pół godziny jeden z ratowników idzie na wieżyczkę dużej zjeżdżalni aby pilnować bezpieczeństwa. To najlepsza frajda przynajmniej dla moich panienek. Ledwo otwierały oczy a już biegły najpierw na zumbę poranną , a potem na basen. Wymoczyły się za wszystkie czasy. Moja kuśtyczka dawała radę. Gdy chciała wejść na głębszą stronę to przybiegała po mnie i ja albo pływałam z nią, albo siedziałam na leżaczku obserwując jak sobie radzi w kole dmuchanym. Basen jest zadaszony. Gdy było bardzo gorąco ratownik odsuwał szklarnię i było się na świeżym powietrzu.




Dzięki animatorom mieliśmy czas z Jarkiem dla siebie. Moje dziewczynki są już i tak duże i nie za bardzo chcą spacerować ze starymi, więc te animacje były dla nas błogosławieństwem. My mieliśmy czas dla siebie. Mogliśmy pospacerować i zrobić te należyta ilość kroków dziennie. Mogliśmy zabrać naszego czworonoga i pójść w nasze miejsca w Ustroniu , zjeść pyszną rybkę w przystani rybackiej czy napić się piwka kołobrzeskiego i posiedzieć na tarasie wpatrując się w granat naszego morza.






Pogoda była znakomita. Taką jaką ja lubię - nie za gorąco. Poleżeliśmy sobie na leżaczkach, zanurzyłam się i moje panny w morzu. Nawet Lunka. Dziewczynki z tatą pograły w piłkę plażową. To jednak był duży wyczyn dla Sary , gdyż z chorą nogą ciężko jej było biegać po piasku.Oczywiście nasz dog obszczekiwał wszystkich , którzy krzyczeli:
- Gorąca kukurydza, zimne piwko....
Więc nikt nie zbliżał się do naszej bazy. Będąc na tych wakacjach tylko raz skorzystaliśmy z parawanu bo trochę wiało.Tak to leżeliśmy blisko wody na leżaczkach albo na kocyku i mogliśmy korzystać z bryzy morskiej.Fajnie bo jeszcze przed pełnym sezonem nie była zatłoczona plaża. 
Spacerując deptakiem czy nadmorskim szlakiem nie raz zakręciła się łezka czy ścisnęło mnie w gardle. Za każdym razem czuję to samo. Ból i tęsknota jest moim nieodłącznym przyjacielem. Nie opuszczają mnie na krok. Budzę się i zasypiam w ich objęciach. Czy jest mi z nimi źle? Chyba nie. Chyba to sprawia ,że On nie umarł. Nie odszedł w zapomnienie. Ciągle jest obok mnie . Jest razem z nami wszędzie. Uczestniczy w życiu domowym. Wiem ,że nie ja pierwsza i nie ostatnia , która straciła dziecko. Jednak każda osierocona matka czuje to samo: ból, cierpienie, żal, niedowierzanie, złość . Każda z nas czeka na spotkanie z swoim dzieckiem i każda z nas ma nadzieję , że pewnego dnia obudzi się z tego koszmaru i będzie jak dawniej. Czytając moje wypociny możecie mieć pretensje , że ciągle wspominam moje dziecko. Tak!!!! Będę to robić zawsze i wszędzie. Nie chcę go omijać. Nie chcę o nim zapomnieć. Nie chcę aby odszedł z mojego życia. To jest mój pamiętnik. Pamiętnik mojego życia, moich dzieci. Boję się , że któregoś dnia stracę zdjęcia , zapomnę coś ważnego... Żałuję jednego , że nie nagrywałam filmików z jego udziałem. Tak bardzo chciałabym jeszcze raz usłyszeć głos mojego skarba. 










Obserwując Sarę to muszę stwierdzić , że wizualnie podobna jest do Jarka , ale również do Norberta. Jeżeli chodzi o zachowanie to jest to 90% Norbert i 10% Sara. Noż to szok!!!! Naprawdę zachowuje się, mówi i robi rzeczy te same co On. Czyż nie jest to jakieś zrządzenie losu? Jakaś magiczna ręka? Czyjaś w tym pomoc? Wierzę w moje Anioły. Wczoraj na moim uniformie znalazłam dwa bialutkie piórka ,aż mi się ciepło na serduchu zrobiło. Bedzie dobrze. Będzie....


Wakacje nie mogą się obyć bez codziennej dawki umilaczy - czyli lodów. Na szczęście , albo nieszczęście lodziarnie były za płotem. Dziewczynki otrzymały od nas kieszonkowe i korzystały z nich na maksa. Czasami po obiedzie my zostawaliśmy na pysznej kawusi z ekspresu , a panny na lodach zafundowanych przez tatusia.



Na zajęciach z animatorami  oprócz plecenia warkoczy, malowania twarzy, zajęć plastyczno-kreatywnych , mieli również warsztaty z robienia pizzy. Chętni zostali przewiezieni meleksem do restauracji , gdzie mogli upiec własne pizze. Starsza zjadła swoja po drodze i nie dała nam skosztować. Za to młodsza jako , że jest niejadek przywiozła praktycznie całą. Lekko przypiekła jej się szyneczka, ale ciacho było mega delikatne i bardzo pyszne. 






W ośrodku bardzo lubią spotkania z animalsami. Tym razem nam udało się nakarmić alpaczki. Przyjechały cztery różne kolory. U nas w Męcince widziałam białą i brązową. Tutaj była jeszcze czarna i unikatowa srebrna. Cudowne stworzonka. Zuzi przypadło nakarmienie jednej z nich marchewką, ale nie tak normalnie. Musiała wziąć warzywko  z do buzi i tak się cmoknąć z alpaką.Płakała ze śmiechu. Jeszcze wieczorem przezywała to spotkanie. Czasami  przyjeżdżają na ośrodek z np kameleonami.Fajne to jest , że możemy dotknąć, zobaczyć na live  nietypowe zwierzęta.







Zaraz na początku naszego przyjazdu , po pierwszym spacerze deptakiem moja gwiazda zażyczyła sobie warkoczyki. Cena jednego warkoczyka kształtuje się od 18-20 zł. Ja kupiłam cały duży warkocz za 20 zł i  w godzinkę zaplotłam całą głowę. Radość dziecka nie zna granic. Do końca wakacji w Sianożętach fryzura się utrzymała. 





Oczywiście nie było innej opcji jak lody w Kabaczek Piccolo w Ustroniu Morskim. Ich smaki i podanie....hmmm no majstersztyk . Obecność obowiązkowa za każdym wyjazdem. Tym razem tylko raz udało nam się  wybrać , ale udało się i to jest najlepsze. Sara zrobiła wielkie oczy na tak duży deser. Jednak nie dala rady opędzlować go do końca. U nas nic się nie zmarnuje. Naszym słodkim pożeraczem lodowym jest nasz tatuś. Oprócz swojej porcji , zjadł resztę Sary i domówił jeszcze kawę mrożoną. Mój mężuś ma niezły słodki spust. Odkąd go znam zawsze tak było. Pamiętam jak wracał na piechotę do domu po pracy to wstępował do cukierni Balinka i prosił o 4-5 ptysi. Do domu przeważnie donosił jednego!!!! Ma chłopina zajawkę. Teraz już bardziej się ogranicza ze względu na wiek i szybszy przyrost brzuszka. Jednak i tak mu zazdroszczę , że tyle może zjeść bez większych konsekwencji. Ja patrząc na jedzenie już tyję ...hahah.


Na koniec turnusu animatorzy zrobili pożegnanie z morzem i konkurs  Mam Talent. Każdy mógł się zaprezentować. Duża nie chciała, ale cudownie kibicowała młodszej siostrze. Sara bez problemu wyszła na środek sceny i zaśpiewała piosenkę dla mnie i Jarka : Cudownych rodziców mam. Coś wspaniałego i takiego ,że serce grzeje na maksa. Jeszcze w tym wieku i po tylu przejściach mamy znowu miłość. Ech to życie....Co można chcieć więcej? No chyba tylko to aby wrócił z powrotem do domu mój koliberek.







 A i na obiadkach trafił nam się nowy kolega, a raczej koleżanka. Cudowna , ułożona psinka, która przychodziła na żebry. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Sierpień pełen atrakcji

Oj jaki ten sierpień był cudowny. I jak zawsze pełen atrakcji. Był czas dla siebie, koleżanek,rodziny. W sierpniu mogłam się spotkać z moją ...