DAWNO TEMU....

 DAWNO TEMU....



Mój synek Norbert.


18.01.2008 r w naszym życiu pojawił się On. Małe , słodkie zawiniątko. To spotkanie pozostanie z nami na zawsze. Bardzo długo nie mogliśmy mieć z mężem dzieci. Leczenie, utrata kolejnych ciąż, choroba mojej mamy, a potem śmierć - to wszystko odcisnęło się na nas  mega mocno. Podjęliśmy wspólną decyzje o adopcji. Miała być malutka dziewczynka o imieniu Sara - pojawił się  chłopczyk - Norbert. Gdy zadzwonił telefon z Domu Dziecka  płakałam całą noc i jeszcze drogę do ośrodka.  Byłam wtedy w pracy. Godzina 15.00, za oknem śnieg i mróz.  Mąż również był w pracy. W tym czasie robiliśmy kapitalny remont naszego dwupokojowego  mieszkanka, z wymiana hydrauliki, elektryki, drzwi, okien itp. Wyprowadziliśmy się na ten czas ( trzy bramy dalej) do mojej babci. Wszystko było w powijakach i na tamta chwilę nie byliśmy gotowi na telefon. Jednak zadzwonił... w słuchawce znajomy głos" hej kochana , co tam u was? Mam dla Was niespodziankę!!!!"  Serce mi zamarło. Boże toż to już. I mój krzyk szczęścia do słuchawki. Kasia próbuje się przebić przez to moje wycie" Beatko mamy chłopca, ma 4,5 miesiąca, jest po operacji serca, wykonano całkowita korektę, jest już ok, zdrowy..." Więcej nie za bardzo pamiętałam co do mnie mówiła, bo zaczęłam ryczeć. " Dlaczego płaczesz? Dlatego, że jest chory? Przecież już po operacji , jest ok." Nie, nie dlatego płaczę . Bo to miała być dziewczynka!!!! " No co ty, nie martw się. Jest śliczny. Przyjedźcie z Jarkiem do nas jutro. Zobaczysz go, pogadamy .Musicie być. Czekamy na WAS." I telefon się wyłaczył. No dobra, dzwonię do męża. Rycze w tą słuchawkę, coś bełkocze. Mój misiek mnie nie rozumie. Mówi czekaj , zaraz przyjadę to pogadamy. Wpada do mojego gabinetu, przytula mnie i mówi abym spokojnie mu wszystko opowiedziała. Spokojnie?!!! Jak spokojnie. Przecież od jutra mamy dziecko. Wszystko przyszykowane dla dziewczynki. Siostra kupiła słodkie skarpetki i śpioszki różowe, białe w koronki. Wracamy razem do domu. Babcia patrzy na nas  dziwnie. Dzieci co się stało? Nic babciu. Jutro jedziemy po synka. Oj to dobrze, wreszcie- babcia szczęśliwa. My jakoś nie. Cała noc plączę, do tego coś zaczyna mnie rozbierać. Gorączka, katar, kaszel - tego by jeszcze brakowało. Rano bez słowa wsiedliśmy w auto i jedziemy do ośrodka. Nic nie mówiliśmy. On prowadził auto, ja płakałam i gapiłam się w okno. Siedząc tak całą drogę prosiłam moja mamę w niebie  aby pomogła nam w tej decyzji. Niech będzie co ma być. I wtedy mówię do mojego męża: Jarek, ale my jesteśmy durni. On oczy wybałuszył na mnie i pyta- a czemu tak mówisz?
- jak to czemu/ Przecież my chcieliśmy dziecko. To nie supermarket, że idziesz i wybierasz. To życie, a w życiu jest pełno niespodzianek. A co by było gdybym była w ciąży i lekarz cały czas nam mówił ,że to dziewczynka ,a przy porodzie okazało by się że to chłopiec? Co zostawilibyśmy go na oddziale? No nie. Jarek tak może miało być.
Cisza jak makiem zasiał. Patrzy się na mnie i po jakieś chwili mówi:-  ok, zobaczymy na miejscu. 
Dojechaliśmy na miejsce już nie rozmawiając. Każdy z nas przeżywał w środku burze własnych strachów, pragnień, niepokoi, szczęścia. Drzwi ośrodka otworzył nam chłopiec. Wiek może  6-7 lat. Blondynek , okularki i wielki uśmiech. " Wiem po co tu przyjechaliście, niedługo i ktoś mnie stąd zabierze. Też będę miał tatę i mamę." Te słowa wtopiły się we mnie na zawsze. Obraz pięknego malca, czekającego na szczęście. To tak nie dużo ...mama i tata, rodzina. A jednak tak wiele- miłość, spokój, bezpieczeństwo, radość. Weszliśmy cichutko na górę.  Tam na nas czekała Kasia i pani dyrektor. Przywitaliśmy się bardzo serdecznie i oczywiście ja znowu w ryk. 
-Beatko czemu płaczesz? Boisz się, że nie dasz rady?
- Nie, nie o to chodzi. Miała być dziewczynka. U nas w domu są same dziewczynki. Ja nie będę umiała sobie poradzić z chłopcem.
- Oj kobieto głupoty gadasz. Poczekajcie chwilę, zaraz podejdzie pielęgniarka środowiskowa i lekarz. Wszystko Wam opowie o maluszku.
I tak nam zleciało parę chwil. Niby słuchałam, niby nie. Serce łomotało mi strasznie. Co to będzie, jak to będzie, czy dam sobie rade, boję się, pragnę mieć dziecko. W mózgu roiło się od pytań.
- No dobra. Czy chcecie poznać tegoż dżentelmena? -mówi wreszcie Kasia
Ja na Jarka on na mnie - Nie bójcie się , on nie gryzie. Zostawię was samych z nim na chwilę abyście się poznali i na spokojnie podjęli decyzję.
Podjęli decyzję? Już? Teraz? Boże co ona do mnie mówi? Nie, nie , jeszcze nie jestem gotowa. !!!!!!!
No i ....do pokoju weszła opiekunka z małym zawiniątkiem. Podała mi go do rąk i odeszła. Staliśmy jak wryci. Położyłam małego na tapczanie. Usiedliśmy obok i gapili na niego jak zaczarowani. Odwinęłam pakunek. Tak miał dwie raczki i nóżki - jest ok. Niebieskie oczy  i wielką szramę na klatce piersiowej. I jak potem się okazało wada jest bardzo ciężka - Norbert przeszedł 5 operacji serca, udar, tracił wzrok). Zaczęłam do niego się uśmiechach i mówić. Wtedy na jego twarzy pojawił się ogromny uśmiech , a  z nim piękne dołki w policzkach.  Już był mój Mąż wziął go na ręce. Maluszek patrzył na niego jakby chciał go zahipnotyzować. Wiedział, że ostateczna decyzja będzie jak tato się w nim zakocha. 
-No co maluszku. Co zrobić chłopie? Widzę, że mama już jest Twoja. A ja/ Co ja mam zrobić?
I wtedy nasz słodziak wyciągnął rękę i posmyrał po policzku taty. To był drugi raz jak widziałam mojego męża, który płakał. To były łzy radości.
- Tak, jestem Twoim tatą i już nigdy Cię nie oddam.
I w tym momencie zaczęła się nasza wspólna przygoda. Co prawda wróciliśmy do domu sami, bo chciałam się wykurować przez weekend w domu, kupić łóżeczko, wózek ubranka itp. rzeczy. Gdy wróciliśmy po naszego skarba w poniedziałek okazało się , że i jego dopadło choróbsko. Trafił z zapaleniem ucha i biegunką do szpitala. Na szybkiego pojechaliśmy do sądu aby otrzymać dokumenty na tymczasowa opiekę  na d dzieckiem do momentu rozprawy.  W końcu był już nasz i nie mógł być sam w szpitalu. Po tygodniu wrócił z nami do domu. I wtedy zaczęła się nasza i jego walka o życie, normalność , a także niezła przygoda. 


ZAPRASZAM NA DALSZE WSPOMNIENIA NASZEGO KOLIBERKA.





1 komentarz:

  1. Pięknie opowiadasz Beatko. Czytałam z zapartym tchem. Prawdziwie i wzruszająco. Dziękuję.

    OdpowiedzUsuń

Zamek 🏰 Kliczków

Ostatni weekend kwietnia spędziłam wraz z przyjaciółką w cudnym miejscu. Wybrałyśmy się do Zamku Kliczków. Lubimy zwiedzać tutejsze zamki. W...