CZAS WAKACJI 2022r.

CZAS WAKACJI 2022


 Czerwiec obfitował też w chwilę bycia sam na sam z moja połówką. To za sprawa mojego taty, który pozostał na naszych włościach pilnując dwie moje córy: Zuzę i włochatą bestię Lunę.  Dzięki temu mogliśmy pierwszy raz od 15 lat pojechać sami na wypoczynek. Nie chciałam za bardzo nigdzie się ruszać. Nie chciałam zostawiać mojego skarba. Jednak mój mąż tego bardzo potrzebował. Zmiany otoczenia. Pojechaliśmy do Mielna. No , miejsce jak zwykle bardzo uczęszczane  często przez naszą rodzinkę. Tutaj młody nauczył się chodzić. Nie wiem czemu Jarek wybrał tę o to miejscowość? Może też chciał poczuć siłę wspomnień? Nie wiem. Bałam się o to go zapytać. Jednak będąc tam sam zobaczył jak mi było ciężko. Każdy sklep, kawiarnia wywoływała u mnie atak paniki i płaczu. Chusteczki szły hurtowo. Tak było pierwsze trzy dni. Potem nauczyłam się kontrolować swoje emocje. Nie malowałam się w cale. To było bezsensu.  Pierwsze dni wyglądałam jak panda. Czas upłynął nam w objęciach. Trzymaliśmy się za ręce, w nocy zasypialiśmy na łyżeczkę. Wspólne śniadanka, spacery, rozmowy o naszej przyszłości. Nie spieszyliśmy się, bo dokąd. Nasze ciała potrzebowały regeneracji. Bolące i spięte  wzywały o chwile relaksu, które zapewnił nam basen i jaccuzi. Byliśmy też na wycieczce  w Dobrzycy w ogrodach Hortulus.  Przepiękne miejsce  dla dużych i małych. Od ostatniej naszej wizyty upłynęło kilkanaście lat i sporo się zmieniło. Zielono, kolorowo, pachnąco. Ogród pełen inspiracji, nostalgii, tajemnic, dźwięków. Kto jest w okolicach Kołobrzegu musi zaliczyć ten punkt na swojej mapce podróży. A morze? Morze jest piękne o każdej porze roku. Najpiękniejsze plaże, mięciutki piasek, szum fal, zapach  świerków. I te cudne wschody i zachody słońca. Chciałabym kiedyś na starość zamieszkać w malutkim apartamencie , wysoko pod niebem z widokiem na morze. Siedzieć na tarasie pod kocem wtulona w Jarka i popijać grzane wino. Może kiedyś.....











W tym czasie kiedy my plażowaliśmy nasza córa miała występ w szkole z okazji Dnia Baśni I Legend. Co roku w naszej szkole odbywa się  to wydarzenie, w którym w  godzinach wieczornych biorą udział nauczyciele, dyrekcja, rodzice, zaproszeni goście no i oczywiście uczniowie. Wybrana klasa przygotowuje przedstawienie. W tym roku był Kopciuszek, który zrobił furorę.  Dzieciaki pod okiem pani Niny były mega mocne. Przygotowanie spektaklu na tip top począwszy od tekstu, oświetlenia, oprawy muzycznej , strojów aż po dekoracje. Owacje na stojąco. Następnie  każda klasa udaje się do  wyznaczonych sal aby tam razem z rodzicami czytać baśnie, uczestniczyć w konkursach. Siedzimy wygodnie na pufach, materacach. Jest półmrok, cisza, zapach gorącego kakao. Potem wszyscy powracają na aulę aby wziąć udział w konkursie ze znajomości bajek. Uwieńczeniem tak wspaniałego wieczoru zawsze jest ognisko z pieczeniem kiełbasek.  Pokaz grupy Wernisaż i taniec ognia, a także potężne lunety pozwalające zobaczyć nasz nieboskłon. I co? Jak nie kochać tej szkoły.




Wakacje zaczęliśmy od wizyty u cioci Jagody. To tym razem my byliśmy w gościach. Zuza przeszczęśliwa. Mała Hania wpatrzona w nią jak w obrazek.  Oprócz malutkiego bobaska były też starsze dzieci, które wylegiwały się w basenie od czasu do czasu wychodząc na suchy ląd aby zażyć  tutejszych potraw. Młodzież to jednak ma spust. Ile by nie było wszystko znajdzie swoje miejsce w żołądku. Hm...przynajmniej nic się nie zmarnuje.





Byliście kiedyś w Kowarach, w Sali Balowej? To park dmuchańców z pięknym widokiem na Karkonosze.  Frajda dla dużych i małych. Trafiliśmy na piękny bardzo gorący dzień. Dzieciaki skakały na różnych trampolinach. Jednak największy hit to zjeżdżalnia na pontonach. Nie wiem ile razy wchodziły pod tą górę aby zjechać. Sama spróbowałam. No bo jak nie zjechać jak każdemu wolno. Skakać może mi się nie chciało zwłaszcza, że pot po tyłku spływał. Czas zajęty w zależności od możliwości dzieci. My z siostrą na kawusi mrożonej i ciachu pod parasolem. Obok  tego miejsca mamy zaraz Park Miniatur Dolnego Śląska, a następnie  Muzeum Sentymentów. Tutaj przenosimy się w czasie do PRL. Oj nie jedno dziecko zapyta się co to jest i do czego to służyło. Mega pomysł. A gdyby tego wszystkie było wam mało parę ulic dalej jest magiczne miejsce- WYSPA. To takie nasze regionalne Hawaje. Tu popływasz, posiedzisz pod palemkami, skosztujesz pyszności, no i wykąpiesz się w ogromnym kociołku. Urok uliczek starych Kowar, szpital Bukowiec, herbaciarnia. Oj jest tego sporo.







Nasza gmina również oferuje dzieciakom sporo fajnych atrakcji. Jedną z nich było lato z żaglami pod patronatem Cysterskiej Braci. Dzieci spotykały się co piątek nad zalewem Slup, gdzie razem z instruktorami mogli popływać na łódkach, kajakach, deskach oraz nauczyć się żeglowania. Wszystko bezpłatnie. Więc i nasza pociecha skorzystała z zajęć. Nawet ja, stara matka usiadłam na żaglówce i poczułam wiatr we włosach . Cudowna ta nasza Polska. Cudowna ta nasza gmina. Na zakończenie lata odbyły się szanty i wręczanie dyplomów, a potem wspólny wypad na rafting. Nam się nie udało być. Może ten rok przyniesie nam adrenalinkę .





Warsztaty- to słowo klucz jeśli chodzi o rok 2022. Jakimś zrządzeniem losu odbywały się często i mogłam z nich skorzystać. Tym razem pojechałam do Jawora, na zajęcia do Żani , która wyczarowuje magiczne rzeczy. Tego dnia nauczyłam się robić decupage.  Pierwsze nie za bardzo mi wyszło. Bo było za wilgotno. Za oknem lało jakby ktoś wiadrem polewał. Mieliśmy do wykonania świecznik z kieliszka. Mój był biały, w ptaszki i czerwone serduszka. No i niestety nie chciał wyschnąć do końca. Gdzieniegdzie  znalazły się plamy od moich palców. Kolejne moje dzieła wyglądają już lepiej. A to dzięki instrukcjom naszej kochanej Żanetki.





Nie obyło się bez ponownej wizyty moich koleżanek z pracy. Tym razem zaprosiłam je do siebie, na małego grilla. Dom, spokój, cisza. Mogłyśmy się pośmiać, dłużej posiedzieć. Dobrze ,że się trzymamy razem. Tyle lat wspólnie spędzonych. Jesteśmy już jak rodzina. Znamy się na wylot. Przeżyliśmy różne chwile, lecz zawsze trzymałyśmy się razem. Jestem ciekawa czy to wszystko przetrzyma do starości.



Basen koło domu...kto by pomyślał, że takie cudo będziemy mieć. Nawet w snach mi się nie śniło. Kiedy się budowaliśmy był strach czy aby na pewno damy sobie radę? Czy będzie nas stać na ten dom? A tu proszę!!!Taka niespodzianka od losu. Może trochę późno, ale nie wszystko jesteśmy w stanie zaplanować. Teraz to czas dla Zuzi, a my tak przy okazji. Tamtego lata nawet nie chciało mi się stópek moczyć. Za to Zocha bardzo chętnie. Dzieci chyba inaczej przechodzą żałobę. Nie. Ona to trzymała w środku. To kolejna , bolesna strata w jej tak krótkim życiu. Z Zuzą nie jest prosto przejść przez życie. Jej dawny świat spowodował duże zamieszanie w jej głowie. Baaardzo długo nie było miedzy nami dobrze, tzn. mną ( mamą) ,a nią( córką). W jej oczach byłam potworem. Mamą , która ją zostawiła  i mamą , która ją zabrała. Słowo mama nie znaczyło dla niej nic dobrego. Męskie towarzystwo w jakim to dziecko się obracało spowodowało, że rodzaj żeński dla niej nie istniał. Potrafiła odzywać się do taty czy miśka, ale niestety ja byłam powietrzem dla niej.  Przezywałam koszmar. Wtedy jeszcze bardziej bo straciłam syna ,a córka mnie nienawidzi.  Przez te lata próbowaliśmy  wielu porad psychologów. Wymyślałam różne fortele, przekupstwo, miłość, ale i złość . Tak złość !!!!! Nie umiałam sobie poradzić. Nie wiedziałam co robić. Po prostu czułam ogromną bezsilność. Mój misiu zawsze mi mówił:

-  Mamusiu nie płacz
- Kochanie , ale ja już nie mogę. Nie umiem tak żyć. Nie potrafię.
-Dasz radę.
-Ale co ja mam robić ? No co?
-Rób to co ze mną. Rozmawiaj, przytulaj. Ona kiedyś zrozumie. Ona  kiedyś cię pokocha. Potrzebuje czasu.
-Misiu a Ty nie możesz z nią porozmawiać? Jakoś do niej dotrzeć?
- Mamusiu ja rozmawiam, tłumaczę jej, ale ona jest uparta. Nie przestawaj. Może jak będzie duża to zrozumie.
I tak to wyglądało. Mój syn był między nami pośrednikiem. Załatwiał wiele spraw. Negocjował. Tłumaczył ją i mnie. Rozbrajał czasami napięcie między nami. I kochał ...kochał tak mocno. Wierzył w nas. Wierzył w siłę miłości. A teraz kiedy go nie ma ....pojawiła się mega pustka.  Zabrakło elementu scalającego, spoiwa, które będzie trzymało to uczucie w kupie. Dużo by opowiadać o tej trudnej miłości. Ona jest trudna dla mnie , ale tez bardzo dla Zuzy. Nie potrafiła śmiać się, płakać, przytulać. Co dla mnie  jest nie do pojęcia. Ja, matka przytulaska. Uczę się całkiem innej miłości. Tamta prosta , spontaniczna, bez zahamowań. Ta sztywna, złożona, ograniczona. Nie zmusisz nikogo do miłości. To musi się samo wydarzyć.  Najpierw terapia pedagogiczna i rehabilitacja bardziej ruchowa. W jej przypadku, co jest o wiele trudniejsze terapia głęboko psychologiczna. Tutaj trzeba być ostrożnym w swoich poczynaniach. To jest jak domek z kart. Budujesz, budujesz, a jedna nieuwaga i wszystko rujnuje. Cofasz się o milion kroków do tyłu. I musisz zacząć od nowa, ale już inaczej. Znowu musisz budować zaufanie. Praca nad głową, emocjami jest bardzo trudna. Jest to dla mnie nie lada wyzwanie.  To mój koliberek zostawił dla mnie w spadku. Nowa umiejętność, ale także niesienie pomocy drugiej małej istotce . Czy to mi się uda? Tego nie wiem. Od roku pracujemy ciężko nad tym aby być pełną rodziną. To był już ostatni moment aby naprawić nasze relacje. Panna dorasta, nie będzie potrzebowała moich gadań, a i ja zaczynałam odpuszczać. Pojawiała się obojętność.  Jak idzie? Trudno powiedzieć. Raz jest lepiej , raz gorzej. Jednak jest ten krok w przód - Zuza ze mną rozmawia, przychodzi usiąść obok mnie, pyta się. No i chce ze mną gotować. Może nie będzie  źle. Może mój aniołek czuwa nad nami. Może on nas wspomaga. Mam taką nadzieję, bo chcę aby nam się udało.






W lipcu wyskoczyliśmy cała naszą ekipą do wrocławskiego ZOO. Ten obiekt mamy zwiedzony  wzdłuż i wszerz  o każdej porze roku. Dzieci bardzo lubiły tego typu spotkania ze zwierzętami, a że często odwiedzaliśmy miasto to okazja zawsze się nadarzyła. Tym razem zabraliśmy dwie koleżanki Zuzi wraz z rodzicami i rodzeństwem. Ile było śmiechu, poszukiwań ( dziewczyny otrzymały mapkę , na której były zaznaczone punkty zbierania pieczątek, za które na końcu czekała nagroda). Najfajniejsze są te małe  iskierki. One pełne prostoty dziecięcej  eksplorowały zwierzęcy świat . Chichoty, wygłupy, tańce, śpiewy - to było najpiękniejsze w tym dniu. Była z nami malutka Łucja , siostra koleżanki Zuzi. Mój Norbi baaardzo ją kochał. Po przeczytaniu książki " Opowieści z Narni" panna Łucja została jego księżniczką. Zawsze wołał na nią moja Łucyjka i na wszystko jej pozwalał. Drugą pannicą z jaką pojechaliśmy to przemiła, cichutka Miriam. Koleżanka z klasy Norberta. Dziewczynki bardzo się przyjaźnią, a i Koliberek darzył ją wielką sympatią. Tak więc nasza paczka była jakby złożona z bliskich sercu mojego serduszka. On tam był z nami. I wirował wśród nich jak płatek kwiatu wanilii.








05.08.2022 r tato skończył 70-lat. Ten rok miał obfitować w same okrągłe rocznice. Miałam ogrom planów co , gdzie i jak zorganizować nasze imprezy. Życie brutalnie pokrzyżowało nasze plany. Przestałam już planować aż tak do przodu. To nie ma sensu. Po drugie zwyczajnie się boję. Tego dnia zrobiłyśmy z siostra imprezę niespodziankę dla naszego taty. Nie spodziewał się. Udekorowaliśmy nasz tarasik w balony i zawieszki urodzinowe. Zrobiłam przekąski, sałatki , mięsko, a także ogromnego torta. Wcześniej zakupiłam personalizowany toper, który bardzo się spodobał jubilatowi. Mój Jarek przywiózł gościa do nas na obiadek. Tak mu powiedzieliśmy, co by nie myślał , że o nim zapomnieliśmy. Gdy wszedł bardzo się zdziwił wystrojem domu. Zrobiłam kawkę jego ulubione cappuccino no i .... wszedł tort z kwiatami i świeczkami. Głośne sto lat!!!! Tato bardzo się wzruszył. Łzy popłynęły po policzkach.  Mnie ścisnęło w gardle. Nie zwracałam uwagi na jego wygląd. Widziałam go niemal co dzień. Jednak zdjęcia , których zrobiliśmy miliony z siostrą przeraziły mnie. Jak on choro wyglądał! Chudziutki, mizerny, twarz na zdjęciach wyszła nie proporcjonalnie. To nie ten sam człowiek , który mnie pocieszał pół roku temu. Nie ten tato, silny, twardy, pełen życia. Choroba była już mega zaawansowana co dowiedzieliśmy się we wrześniu. Tato i my szukaliśmy oznak choroby wszędzie tylko nie w głowie. Tyle lat chorował na serce, dne moczanową, kręgosłup, stawy, ale głowa? Kto by przypuszczał. Ten dzień pozostanie w sercu na zawsze.







W tym mega dla nas trudnym czasie nie wiedziałam jak postępować z Zuzią. Ja wiedziałam tylko jedno, że chcę spać, tylko spać. Przespać ten cholerny czas. Być tam gdzie jest moje serce. Co noc prosiłam Ich w niebie aby mnie zabrali. Nie chciałam już istnieć tu. Czasami się zastanawiałam nad tym po co mam nadal żyć? Po co? Już moje życie skończyło się. Co mam dalej robić? Nic mnie cieszyło. Nic nie pragnęłam . O niczym już nie chciałam marzyć. Tylko o jednym. O tym jednym, które się nie spełni. Nie chcę czekać wieczności. Każdy dzień to gehenna, to udręka dla mojego ciała, serca, umysłu. Co ja mam dalej robić? Praca, dom, gotowanie. Beze mnie dadzą sobie rade. Ja do niczego nie jestem im potrzebna. To była dłuuuga droga przez ciemność. Nie powiem, że jest już ok. Jest inaczej. Teraz już jestem gotowa na śmierć, ale wtedy kiedy będzie musiała nadejść. Wiem, że mój koliberek na mnie poczeka. Tutaj muszę jeszcze wyprowadzić Zuzię na ludzi. Pomóc odnaleźć siebie. Zdobyć zawód, dobrą pracę. Chciałabym zobaczyć jak wyrasta na pewną, silną kobietę, która spełnia swoje marzenia. Chciałabym aby w naszym domu pojawiły się wnuki. Chciałabym aby mój mąż, moja opoka była szczęśliwa ze mną. Teraz gdy wracam do domu czeka na mnie z gorącym obiadkiem. Całuje namiętnie jak za pierwszym razem i pyta :
-Kochanie jak minął Ci dzień?
Po obiedzie siadamy na tarasie  wtuleni w siebie i popijamy kawkę. Czasem rozmawiamy, a czasem po prostu wtulamy w siebie. Nowy czas nadszedł dla nas. Bardziej osobisty. Bardziej dojrzalszy. Bardziej spokojniejszy. Dzisiaj już nic nie muszę. Dzisiaj mogę wszystko. Jestem jaka jestem. Ja już siebie zaakceptowałam. Moje krągłości, moje niedoskonałości, odstające uszy i duży biust. Aczkolwiek jestem skłonna go zmniejszyć  tylko dlatego, że   daje mi popalić kręgosłup. Na razie się waham. 
Jeśli chodzi o naszą pannę to dla jej dobra psychicznego, aby nie siedziała sama w domu i gapiła się na płacząco- śpiącą matkę wysłaliśmy ją na kolonię wraz z przyjaciółkami. I to był strzał w dziesiątkę. Nauczyła się pływać. Co w tym roku skutkuje nie wychodzeniem z basenu . Pojechała na obóz taneczny. Nie zakochała się w tańcu, ale poznała nowe twarze, ruszyła pupsko z kanapy, usamodzielniła się i zwiedziła parę fajnych miejsc. Dni mieli bardzo zapełnione i nie było czasu na marudzenie. Warsztaty taneczne trwały po kilka godzin dziennie, potem posiłki, czas wolny, dyskoteki, basen, wycieczki, konkursy. Mega full atrakcji. Do domu wróciła  brudna, śmierdząca, ale jaka szczęśliwa.

Nasza wioska jest mała mieścinką, ale za to bardzo urokliwą. Chętnie organizowane są u nas różnego typu imprezy czy też warsztaty. I tym razem powędrowałam na takie babskie  spotkanie. Oprócz zajęć manualnych typu decupage, był pokaz kosmetyków, make -up. To trochę odwróciło uwagę od moich głupich myśli. Spotkanie było  mi potrzebne. Spotkać się z mieszkańcami tak jak kiedyś. Przełamać tę niezręczną ciszę.
Było tak jak należy. Pierwsze koty za płoty i już poszło. Zrozumienie, empatia, normalność. Tyle i aż tyle. Wystarczyło aby kamień z serca spadł.




Tyle razy jeździłam do Bolkowa i nigdy nie byłam na Zamku Świny. Tak się zdarzyło, że miałam popołudniówkę  w tamtejszej przychodni. Było gorąco. Wracając z pracy zajechałam na parking pod zamkiem. Pierwsze przywitanie to cudowny widok na pola rzepaku. Idąc dalej napotkałam ławeczkę w kształcie serca. Taka dla zakochanych. Chwilę tam przycupnęłam. Pod zamkiem znajduje się kasa biletowa i sklepik z pamiątkami. Jestem gadżeciarą  więc zakupiłam no oczywiście magnesik i wyruszyłam w poszukiwaniu skarbu do ruin. Wszystko owiane lekką, mroczną tajemnicą ukrytą w gęstwinie drzew na wzniesieniu. Widok zapiera dech. Byłam sama. Obleciał mnie strach. Człowiek naogląda się głupich filmów i masz...Wzięłam się w garść i ruszyłam na dziedziniec. Zapach tego miejsca, szum drzew, świergot ptaków i cisza....tak duża ,że słyszysz bicie własnego serca. Usiadłam na jednym z okien i wpatrywa- łam się w dal. Miliony myśli i obrazów przetoczyły się przez moją głowę.
-Kochanie, tyle jeszcze pięknych miejsc jest na świecie. Tyle cudnych chwil do przeżycia. Ciebie nie ma ,ale przecież obiecaliśmy sobie, że będziemy zwiedzać, przeżywać, cieszyć się. I co ?Co teraz robaczku? Jak to ogarnąć samemu? Tak, nie jestem sama. Jest Zuza i tato. Oni nadal żyją i chcą żyć. Ty jesteś obok nas w innej postaci, ale jesteś. Czuję Cię kochanie. Czuję bardzo mocno. Nie chcę aby to minęło. Pragnę być choć w ten sposób z Tobą. Będziemy nadal skreślać z naszej listy kolejne punkty do realizacji.
I takie tam moje przemyślenia w ciszy i spokoju, z dala od tłumu, z dala od cywilizacji. Bliżej mojej niebiańskiej duszy. Chyba czasami trzeba przejść na inny level swojego istnienia aby zrozumieć , pokochać i zaakceptować siebie. Co dla mnie się teraz liczy? Bycie szczęśliwą. Cieszyć się ze zwykłych prostych rzeczy. Cieszę się i jest mi ciepło na sercu kiedy rano wstaję ,a obok mnie leży mężczyzna który mnie kocha, a za oknem witają mnie promienie słońca. Cieszy mnie popołudniowy spacer z moją psiapsi. Kocham siedzieć pod kocykiem , skulona na tapczanie , gdy za oknem pada deszcz, a krople wystukują melodię.







Zakończenie lata w naszym mieście to Targi chleba i Piernika. Tato chciał bardzo abym Go na nie zabrała. Pojechaliśmy z Zuzą po niego. Nie było gdzie zaparkować, a już nie miał za dużo sił na chodzenie. W domu stał wózek inwalidzki, ale nie chciał. Wstydził się.
- Beatka ja nigdy na niego nie usiądę. Rozumiesz, nigdy!!!
- Tak tato rozumiem, ale to żaden wstyd. To wygoda dla Ciebie i Twoich zmęczonych nóg. To bezpieczeństwo, że się nie wywrócisz, nie rozbijesz głowy, nie połamiesz żeber.
- Może i tak, ale na chwilę obecną jeszcze nie. Może kiedyś...Nie , nie teraz.
- Dobrze. Jak sobie życzysz. Spróbuję zaparkować jak najbliżej rynku. Ok?
- OK. Widzisz ile kłopotu ze mną? Nie wiem co się dzieje. Boję się kochanie, że coś z ta moją głową nie tak. Boje się być ciężarem dla Was.
- Tato nie martw się o nas. Damy sobie radę. Ty masz się trzymać, nie poddawać się. Jestem ja i Ela. Będziemy przy Tobie na zmianę. Zostałeś tylko Ty.
Tato spojrzał na mnie smutnymi oczami. Teraz to widzę. Bał się cholernie przyszłości. Czuł w kościach, że coś jest nie tak. Mizerniał z każdym dniem. Nie udało mi się zaparkować blisko. Wszędzie dojazdówki do rynku były zamknięte. Tato wyszedł z samochodu i trzymając się mnie i Zuzy dreptał wolnym krokiem na przód. Niestety nie utrzymał równowagi i upadł. Nie zdołałyśmy Go utrzymać z córką. Przechodnie i ochrona podbiegła do nas w jednej chwili. Pomogli nam podnieść tatę. Bardzo się zawstydził. Czułam jak drętwieje. Podziękowałam za pomoc i poprosiłam ochroniarza  o możliwość wjazdu samochodem , abym mogła tatę zabrać z powrotem. Bez problemu się zgodził.  Chwilę przysiadł na murku, odpoczął i dalej ruszyliśmy do centrum imprezy. Trzymał nas mocno. Szliśmy bardzo wolno. Zatrzymywał się na chwilę, oglądał wystawy, kramiki, rozmawiał ze znajomymi. Widać jak bardzo mu było tego brak. Tego luzu, który zawsze był. Tych samotnych spacerów po mieście i parku. Przesiadywania z gazetą na kawie i lodach. Szperanie po sklepowych półkach. Taka niezależność. Kupił pełno smakołyków. Był niezłym łasuchem. W domu zawsze miał pochowane słodycze, a jak nic nie było to sobie upiekł. Jego popisowe ciasto to murzynek. Usiedliśmy na chwilę na wyznaczonych ławeczkach przy stoliku. Kupiłam lody i cappuccino. Zuza po drodze zdążyła zjeść lody i wypić jakiegoś mrożonego shake. Teraz nie odmówiła czegoś konkretnego, czyli fryty i mięcho. Tak rozmawialiśmy przez chwilę. Było bardzo gorąco. Zrobiliśmy wspólną fotkę i zakupili kolorowe pierniczki. Potem odwiozłam tatę do domu. Szkoda ,że tak mało czasu spędziłam z nim. Prawdziwe jest stwierdzenie" ciesz się każdą chwilą, bo nie wiesz jak długo potrwa" i " spieszmy się kochać ludzi , bo tak szybko odchodzą". Czy tylko w godzinie śmierci człowiek jest wstanie to zrozumieć? Dlaczego mamy tendencję do odkładania wszystkiego na później? Dlaczego nie potrafimy żyć tu i teraz? Dlaczego musimy dążyć do zaspakajania naszych zachcianek materialnych , nie troszczą się o nasze dobro wewnętrzne? Teraz żałuję wielu rzeczy. Jednak nie jest już to do odkręcenia. Musze sobie wybaczyć abym mogła dalej funkcjonować. Czasami , wieczorem gdy zasypiam rozmawiam z tymi moimi aniołami i proszę ich o wybaczenie, wyrozumiałość:
- Kochani bardzo mocno Was przepraszam za wszystkie te głupie momenty, za bzdurne fochy, za gniew, za te słowa, które raniły. Jesteśmy tylko ludźmi, pelni grzechu i niedoskonałości. Jesteśmy tu na ziemi aby właśnie uczyć się na tych naszych błędach. Starać się zrozumieć swoją duszę. Nauczyć się miłości głębszej, czystszej, doskonalszej. Wy już jesteście w niebie bo dla Was nauka się skończyła. Wiecie co zrobiliście, czego nauczyliście się i co naprawiliście w swoim życiu. Każde z Was w jakimś stopniu przekazało swoja wiedzę i praktykę dalej. Pozostawiliście po sobie wiele emocji, myśli.  Napisaliście swoja historię, którą my tu na ziemi mamy nadal kontynuować., pielęgnować i szanować. Każdy z nas jest tu tylko na chwilę ze swoją misją. Jednym udaje się szybko osiągnąć swój cel, innym zajmuje to nieco dłużej. Kocham Was z całego serca i każdego dnia tęsknie równie mocno jak za pierwszym razem kiedy Was zabrakło.









31.08 to urodziny mojego koliberka. Tego roku miał obchodzić huczne 15 lat. Obchodził za to pierwsze huczne niebiańskie urodziny. Bo na pewno w niebie cieszą się ,że do nich wrócił. Ja miałam ogromne boleści tego dnia. Jednak tak jak obiecałam mojemu skarbowi zrobiłam tort z Harrym Potterem. To jego ulubiona postać w ostatnim czasie . Jak to nastolatek pokój był bogaty w akcesoria z Hogwartu. Film do tej pory oglądałam może już  z milion razy. Były balony i światełko do nieba. Razem z Jego chrzestną , czyli moją siostrą opłakiwaliśmy mojego miśka. Miał być prezent. Sesja zdjęciowa na zamku Kliczków w stylu potterowskim. A na jesień mieliśmy się wybrać do Londynu aby odwiedzić komnaty Hogwartu.
Nie spełniłam jeszcze marzenia o wyjeździe, ale to jeszcze nic straconego. Myślę, że niedługo uda nam się wyjechać. Za to sesję zrobiliśmy. Nie z Harrym bo nie chciałam się za niego przebierać, ale za Diabolinę. Norbciu tez lubiał ten film. Nawet mój mąż się w to wkręcił i wyszło mega fantastycznie. A to już w kolejnym poście. Buziaki moi mili.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zamek 🏰 Kliczków

Ostatni weekend kwietnia spędziłam wraz z przyjaciółką w cudnym miejscu. Wybrałyśmy się do Zamku Kliczków. Lubimy zwiedzać tutejsze zamki. W...