JESIEŃ 2022r.

Jesień 2022r.

Jesień przyszła nie zauważona przeze mnie. Czas mijał. Zawsze czekałam na  ten okres. Misiu już wiedział, że matka zacznie świrować. Jesienne piosenki, które potem przechodziły w zimowe. Dekoracje mocno pomarańczowe z nutką Halloween. Potem zima i mikołajkowe ozdoby. Oh jak ja uwielbiałam ten czas. Szybko ciemno, kominek, świece, zapach jabłecznika z cynamonem. Przytulasy pod kocykiem i wieczorny kinomaniak. A co mi zostało? Wyrwa w sercu. Nic mnie cieszyło. Płyty pokrył kurz. Nic, tylko wewnętrzna ciemność . Jednak zdarzyło się parę cudownych uniesień z domieszką wiader łez. Zaraz na początku września, tak jak było ustalone wieki temu, tuż po urodzinach mojego nastolatka pojechaliśmy do Opola. Tam mieliśmy właśnie zarezerwowaną sesję zdjęciową dla Norbcia. Nie kombinowaliśmy już z  zamkiem Kliczków. Pojechaliśmy bezpośrednio do Joasi Kogut. Zapraszam wszystkich na jej Instagram. Jest co oglądać. Wszystkie sesje są unikatowe. Jej wyobraźnia sięga baaardzo daleko. Dla tej kobiety nie ma rzeczy niemożliwych. Masz marzenie? Ona spełni je w mig. Do pomocy przy makijażu  i stylizacji jest Agnieszka. Obie dziewczyny są tak miłe, że nie czujesz krępacji. Jesteś swobodny. Możesz mówić o swoich przemyśleniach, wizualizacji tego jak ma wyglądać twoja sesja. Dziewczyny są elastyczne i dopasowują się do każdej sytuacji. A do tego Joasia to taka śmieszka, że rozbroi niejednego mruka. Tak więc dzięki namową jej i moją Jarek zgodził się na udział w sesji. Zresztą w studiu pełno wisiało obrazów ich poczynań. Sam się wkręcił w tą przygodę i oprócz zdjęć w cudownej oprawie mamy jeszcze dwa obrazy. Poprosiliśmy tylko Asię o możliwość wklejenia naszego synka  w jakieś zdjęcie. Bo w końcu to jego dzień, nie nasz. Aczkolwiek też nasza 25 rocznica ślubu . Zdjęcia robiliśmy w plenerze. Nad jeziorkiem , w lesie. Ja umalowana , wystrojona w Diabolinę szłam kawałek przez miasto do auta. No nie powiem, że nie zwracałam na siebie uwagi. Ludzie się zatrzymywali, uśmiechali i mówili że pięknie wyglądam. Ja sama czułam się wyśmienicie. Chyba nie należę do osób wstydliwych. Jak się bawić to na całego. W parku też było ciekawie. Co rusz jakiś przechodzień  spoglądał za krzaków. Najlepsze było na koniec. Powiedziałam sobie, że raz się żyje i drugi raz nie nadarzy mi się taka okazja. Raczej już młodsza i piękniejsza nie będę. Poprosiłam o parę zdjęć sensualnych. No i Joasia była przeszczęśliwa. Bo bardzo lubi robić takie fotki. Jednak nie każdy chce. Nie takie bardzo roznegliżowane. O nie, takie nie. To są takie bardzo dyskretne. Niby nagość ale taka zawoalowana. Bardzo mojemu mężowi się podobają. Zresztą mi też. Wtedy kiedy miałam się rozebrać to oczywiście wszyscy mieli ochotę iść na spacer akurat tam. Więc musieliśmy się oddalić, pokombinować. Jarek stał na straży, a Aga w gotowości trzymała koc, aby w razie czego na mnie zarzucić. Śmiechu było co nie lada. Dawno się tak nie bawiłam. Dziś jestem dumna z dwóch rzeczy. Po pierwsze sesja się udała, a Joasia tak zmontowała nam obraz z miśkiem ,że popłakałam się na maksa. Jak żywy na zdjęciu. Tak jakby był z nami tam naprawdę. Po drugie zrobiłam sobie sesję intymną. Czyli kolejny krok do zakreślenia na mojej liście. Oprócz tego zrobiłam sobie tatuaż. Pierwszy w maju w 2022 r. Serducho czerwone z imieniem Norbert. Drugi w tym roku w styczniu na rok - koliberek. Tak jak powiedziałam. Nic już mnie nie blokuje. Już mogę wszystko. I wszystko mi wypada.












Pogoda we wrześniu była cudna. Pojawiło się babie lato, które unosiło się w powietrzu. Słońce jeszcze próbowało ogrzać ziemię. Wieczory stawały się dłuższe i zimniejsze. Jeszcze udało nam się pojechać do Męcinki aby pobaraszkować ze zwierzętami z Zagrody Zwierzęcy Świat. Razem z moją przyjaciółką , jej córką i moją Zuzą  zarezerwowaliśmy sobie spacer z alpakami. Kocham te zwierzaki. Ostatnim razem byłam z Norbciem. On prowadził Teodora, a ja Elzę. Była bielutka z mega niebieskimi oczami. Niestety po śmierci Miśka i ona dołączyła do niego w niebie.  Nikola , właścicielka zagrody kupiła nową alpaczkę. Też biała. Jeszcze młodziutka i przy Teodorze uczyła się współpracować z dziećmi. Oprócz spacerku to  nakarmiliśmy innych domowników rancza. Oj ile ich tam jest.   Nawet mały kangurek się znalazł. Dziewczyny prowadzą dogototerapię, alpakoterapię i hipoterapię. Oprócz tego różnego rodzaju warsztaty ze zwierzętami. Są bardzo kreatywne. Mają milion pomysłów aby zająć dzieci . Tam można zorganizować nocleg , urodziny, warsztaty. Polecam z całego serca. Nie wiecie co zrobić z czasem? Pojechać i pobyć parę godzin na łonie natury z bliskością czworonogów.






Lubię jeździć na obiadki do Gulusiowej Izby w Myślinowie.  Miejsce urokliwe, z cudownym widokiem i wspaniałą kuchnią. Czasami  jem tam pierogi, podpłomyki z grzybami ( są obłędne), ciacho , albo zupkę dnia. Nie tylko z rodziną warto pojechać, ale tez z przyjaciółmi na takie babskie posiedzenie. Warto przejść się po Wąwozie Myśliborskim, zahaczyć o Czartowską skałę, a potem zasmakować w Gulusiowej kuchni. Teren wokół  zagospodarowany  tak aby było można korzystać z dobrodziejstw nocy letniej. Dzieciaki zjadą na zjeżdżalni, po skaczą na batucie, dorośli napiją się piwka  przy barze zewnętrznym , a wieczorem usiądą na krzesełkach aby oglądać kino w plenerze.

  
Okolica w jakiej mieszkam obfituje w lasy ,a co za tym idzie i w grzyby. Tamten rok był zdecydowanie rokiem dobrodziejstw lasu.. Nie byliśmy typowo na grzybobraniu, bo nie miałam ochoty snuć się po lesie. Zresztą odkąd pojawiła się plaga kleszczy boję się tego dziadostwa.  Jednak , któregoś popołudnia i do tego dość późnego , mój mąż zaprosił mnie na spacer właśnie po lesie. Zgodziłam się . W końcu dawno nigdzie nie wychodziliśmy sami. Nawet nie wzięliśmy ze sobą psa. Od mojego domu to dosłownie parę metrów. Trochę trzeba się zmęczyć bo jest pod górkę, ale warto zobaczyć te widoki.  Po drodze okazało się, że moja sąsiadka ma pole pełne dyń. No proszę, ja tu szukam nie wiem gdzie, a ja mam pod nosem. Mega ogromne. Wracając zarezerwowałam te najpiękniejsze Hihihi.
W lesie spokój, cisza. Spacerowaliśmy chyba tak z dwie godziny i powiem wam, że udało nam się nazbierać pełen koszyk. W ogóle nie byliśmy nastawieni ,że cokolwiek nam się uda znaleźć w tygodniu. Oprócz znakomitych podgrzybków, prawdziwków i maślaków pełno było czerwonych muchomorów i tzw. palców diabła czy jakoś tak. To te takie czerwone rozgwiazdy. Fajnie wyglądają, są inne. Czasami warto iść nie oczekując nic w zamian. Los  wtedy sprzyja.




11 październik to urodziny mojego chrześniaka. Tak na szybkiego zrobiony czekoladowy torcik. Zamówienie od młodego. On tak jak jego tatuś , bardzo lubi torty. Dla mnie to łatwizna, a ile przyjemności dla drugiej osoby .Mini spotkanie w domu siostry. Październik to już taka jesień. Czasami jest nasza polska złota, czasami bardziej angielska, mokra , mglista. Jaką ja lubię? Obie !!!!! Każda ma swój urok. Wyjść z domu  w pola. Pochodzić jeszcze po lesie i znaleźć co nie co do koszyka. W powietrzu unosi się babie lato, a i zapach typowo już jesienny. Od czasu do czasu zrobić jeszcze gorący kociołek, zjeść ziemniaczki z ogniska, czy upiec kiełbachę. Wieczorami popatrzeć jak skrzy płomień w ognisku i napić się gorącego kakao. A gdy przyjdzie ta deszczowa pora to wtulić się w koc, zapalić świece, włączyć Kate Melua , czy Patricia Kaas. Czytać zaległe książki, popijać grzane wino, degustować gorącą szarlotkę wypełnioną jabłkami z cynamonem. Jesień....nostalgiczna, smutna, pełna wspomnień, pełna bólu. Nie taka jak zawsze. Nie...Siedząc na tarasie i spoglądając na anioła w pochmurny dzień, płacząc razem z niebem. Wsłuchujesz się w rytm jaki nadają spadające krople deszczu i obserwujesz je jak spływają po szybie. Widzisz siebie. Myślisz wtedy, że i niebo płacze z Tobą. Synku...jestem obok, tuż obok Ciebie. Synku , tak bardzo mi brakuje Ciebie. Synku, uśmiechnij się do mnie jak to zawsze robiłeś. Synku, tak kocham Cię , tak tęsknię. Synku jak ciężko żyć bez Ciebie.







W październiku tato poszedł na diagnostykę do szpitala w Jeleniej Górze. Tam wzięli Go w obroty i posprawdzali wszerz i wzdłuż. Tato schudł prawie 40 kilo. Nogi odmówiły mu posłuszeństwa. Zawroty głowy, szum w uchu, drętwienie połowy twarzy skłoniło wreszcie lekarzy do zrobienia MR głowy na cito. No i BACH!!!!! Guz móżdżku bardzo mocno zaawansowany. Trzeba już operować. Jak dalej będzie? Nie wiadomo, ale damy radę. Ostra rehabilitacja i będzie w miarę ok. Tato o dziwo przyjął tę wiadomość nad wyraz dobrze. Byłam w szoku diagnozą i jego stosunkiem do niej. Miałam wrażenie ,że on już wiedział wcześniej, ale nie chciał nam powiedzieć. Bał się tak naprawdę operacji i  jej konsekwencji . Bał się szpitala, a po ostatnich naszych wydarzeniach  to jeszcze bardziej.
-Beatka, boję się , że tam umrę.
-Tato no co Ty? Przecież Cię zoperują i będzie dobrze. Zobaczysz damy radę.
-Boję się, że się nie uda i umrę jak Norbert w trakcie zabiegu.
-Tato to była inna sytuacja. Norbert miał ciężką niewydolność serca i innych narządów. On chciał żyć i walczył do końca. Zobacz, że jego wada była śmiertelna. On już na początku swojego życia był skazany na taki koniec. My tylko do tego nie dopuszczaliśmy. Zawsze wierzyłam ,że stanie się cud. Zresztą jego pani doktor również. Tu u Ciebie zoperują guziola i będzie ok.
- Kochanie, a czytałaś jakie są konsekwencje tego zabiegu? Wiesz, że mogę być sparaliżowany? Mogę nie mówić, nie widzieć. Mogę wyglądać jak Quasimodo!!!!
-Tato, ale może tez nic się nie wydarzyć. Jest jeszcze rehabilitacja. Jesteśmy my z Elą. Masz opiekę zapewnioną. Damy radę. Nie możesz się poddać! A jak tego nie zrobisz, to co? Zostawisz nas? Mało mamy cierpień? Nie ma już babci, dziadków , mamy, a i Norbciu poszerzył ich grono. To Ty tez chcesz nas tak załatwić? Jeszcze tato nie pozbierałam się po dziecku. Jeszcze nie mam siły aby żyć z taką stratą. Tato....ciężko mi. Proszę CIĘ!1! Zrób to dla nas!
- Myślałem o tym wiele nocy. Boję się kochanie. Boję się tak bardzo. Nie chcę być ciężarem dla Was. Nie chcę też leżeć w domu pomocy. Nie !!!! Na to się nie zgadzam. Ja coś wymyślę, coś zrobię. Tak tego nie zostawię. 
Ciężkie chwile nadeszły na nasz dom. Po kilku dniach wypuścili tatę do domu. Zresztą na jego prośbę. Chciał się przygotować do operacji. Chciał pozamykać swoje sprawy. Chciał zobaczyć się jeszcze ze swoją mamą, która miała 93 lata i była w bardzo dobrej kondycji psychicznej, ale już nie fizycznej. Babcia od kilku miesięcy była pod opieką Domu Seniora w Borzygniewie. Po powrocie taty do domu wszystko potoczyło się bardzo szybko. Tata załatwiał swoje sprawy poza nami. Potem we wszystko wtajemniczyl moją siostrę, bo mnie nie chciał obarczać tym wszystkim. Poprosił nas abyśmy go jeszcze zawieźli do jego mamy. Babcia nie wyglądała dobrze. Było widać już zmęczenie materiału. Sama mówiła, że chce już odejść z tego świata. Chce się pożegnać z nami. Najbardziej ze synem. Pozostawiliśmy ich na chwilę aby mogli pobyć sam na sam. My przeszliśmy się wzdłuż plaży. Byliśmy tylko my i ci, którzy pływali na deskach. Wiatr wiał z nutką mrozu. Odwiedziliśmy zagrodę z alpakami. Pożegnaliśmy babcię, małą , skurczoną miniaturkę człowieka. Uściskała nas mocno, pożyczyła dużo dobrego i pomachała na do widzenia. Tato żegnał się z nią nie tak jakby to ona miała odejść z tego świata, lecz tak jakby to on miał w planie spotkać się z mamą po drugiej stronie lustra. Dzień później  babcia odeszła we śnie. Tato poprosił mnie i Elę o załatwienie wszystkich formalności z pochówkiem. Sam nie dał rady jeździć po urzędach. Także z siostrą zrobiliśmy sobie wycieczkę po Sobótce, Kątach Wrocławskich, Wrocławiu, Świdnicy i Borzygniewie.   
Wszystko dopracowałyśmy na tip top. Nawet z napisem na nagrobku. Pogrzeb miał odbyć się we wtorek, a tato termin na operację miał na poniedziałek. Był tym faktem poddenerwowany, że nie będzie mógł uczestniczyć w ostatnim pożegnaniu mamy. W sobotę jeszcze mieliśmy sesję zdjęciową, którą zakupiłyśmy z Elą na jego urodziny. Zawieźliśmy go z Jarkiem do studia w Legnicy u Hani Dereckiej.  To była już świąteczna sesja, pełna magii, światełek, miłości. Byliśmy wszyscy. Wszyscy Ci, którzy pozostali. Dziadek z wnukami. Tato z córkami. Było mroźno, ba ..nawet bardzo. Chwilę musieliśmy zaczekać na zewnątrz . Studio znajduje się na wysokim parterze, do którego prowadzą schody. Tato nie miał już siły ustać. Hania wpuściła nas na korytarz i podała krzesło. Dziadek wystroił się w nowe rzeczy. Nawet buty świeżo zakupione włożył. Bardzo lubił fotografię. Ucieszył się z tego prezentu. Po zakończonym pozowaniu udaliśmy się do domu.  Tato pojechał do siostry . Nie chciał być sam przed zabiegiem, a i ona go wiozła do Wrocławia. Więc było im łatwiej aby on został u nich. Pożegnaliśmy się z tatą pod schodami studia. Uściskałam go z całego serca i prosiłam aby się nie poddał i walczył do końca, że zadzwonię do niego zaraz jak będzie na oddziale i że na pewno go odwiedzimy. Ogromny buziak z jego strony i drzwi auta zamknęły się. We wtorek rano poszłam do pracy i na 13.00 mieliśmy jechać na pogrzeb babci. Stałam już w drzwiach gotowa do wyjścia gdy mój szwagier wpadł do domu zapłakany. Tato przed chwilą umarł. To był szok, niedowierzanie. Już nie pojechałyśmy z siostrą na cmentarz tylko prosto do szpitala. Chłopaki udali się na pogrzeb informując bliskich ,że tato dołączył do swojej mamy. I znów los uderzył z podwójną siłą. Znów ból i cierpienie rozbudziło się na nowo. Boże...dla czego? Dlaczego wszyscy ci, których kochamy mnie opuszczają?  Dlaczego to moje życie jest pełne bólu i cierpienia? Dlaczego nie może być normalnie? Te pytania zostaną już na zawsze. Z każdą z moich bliskich mi osób zdążyłam się pożegnać. Z każdą z tych osób przytuliłam się i powiedziałam, że ją kocham. I z każdą pożegnałam się w szpitalu. Szpital to miejsce, w którym powinniśmy się czuć bezpiecznie. Powinniśmy być pewni ,że idąc tam wyzdrowiejemy i wrócimy do domu. Każdy z moich aniołów umarł w szpitalu. A ja jestem pielęgniarką....która nikogo z nich nie uratowała. Wyrzuty sumienia budzą mnie każdej nocy. Bo mogłam lepiej, bo mogłam bardziej, bo mogłam mocniej....BO MOGŁAM!!!!!
I tak mój rodzinny świat skurczył się okropnie. Co roku przy wigilijnym stole ubywa jeden talerz. Święta z moich ulubionych stają się niechciane. Po co? Dla kogo? Jak?









29 październik  ( jeszcze tato żył- zmarł w listopadzie) zrobiłam dla Zuzi urodziny niespodziankę razem z Halloween. Pod namową mojej rodzinki powtórzyłam jeszcze raz dla nas 30 października. Wkręciłam się na maksa. Zakupiłam milion gadżetów. Trochę połączone z potterowskim światem. A to mi pasowało- dla miśka. Na pewno jest tu z nami i nieźle się bawi. Na printeście znalazłam pełno pomysłów na ozdoby domu jak i na przekąski. Nawet mój mąż się wkręcił. Tort Zuzannie zrobiłam czekoladowy z ozdobami pająkowymi. Przebraliśmy się wszyscy za wiedźmy i krwiopijce. Udało mi się zamówić strzykawki bardzo cieniutkie, do których wlałam sok malinowy i wetknęłam w muffinki. Z czekolady zrobiłam pełno trupich czaszek. Żygającą dynię - humus z buraczka. Paluchy wiedźmy, to zawsze robił mój mały. Deserki z robakami. Trumienki z tostów. Drinki zielone z pływającymi oczami. Miał być suchy lód, ale nie za bardzo wiedziałam jak z nim postępować i  zostało mi puste pudełko. Pokój był pełen trupich kości, dementorów. Girlandy wiedźmowe. Nietoperze, balony , wiszące lampiony. Stół pokryty ceratą w czaszki , a na nim świeczniki prosto z powieści Kinga. Dziewczynki bardzo się świetnie bawiły. Jubilatka przeszczęśliwa i mile zaskoczona. Na drugi dzień moja siostra z familią wpadła na imprezkę. Też byliśmy przebrani.  Do jadłospisu trafiły jeszcze mini przekąski i sałatka jarzynowa. Kolorowe drinki i wspólne gry. Wieczorem dzieciaki poszły po cukierki na wioskę. Noooo i nazbierały trochę . Przy okazji młoda zgubiła telefon.  Więc teraz starzy poszli na wioskę śladami dzieci , po ciemku z latarkami w ręce. Niestety , nie został odnaleziony. Wiecie jaki lament był? No, ale cóż. Musiała czekać na okazję, aby otrzymać nowy. Oj już nie pamiętam jak długo siedzieliśmy tak wspólnie. Rozmawiając, wspominając, ciesząc się zwykłymi rzeczami. Następnego dnia znikł obraz śmiejącej się rodzinki. Rano odwiedziliśmy groby naszych bliskich. Obiad i pożegnanie . Ela wróciła do swojego świata. My zostaliśmy tu, przy naszym aniele. Ciężko było być na cmentarzu tego właśnie dnia. Patrzeć na te kwiaty, palące się znicze. Gdy do mojego synka przychodzili znajomi, gdy do niego zaglądały dzieci z jego klasy. Ból jaki wtedy czułam nie da się z niczym opisać. Zatykający, piekący, gniotący. Nienawiść do świata potęgowała tego dnia najbardziej ze wszystkich dni w roku. Dlaczego moje dziecko tam leży? DLACZEGO? Dlaczego inni mogą się cieszyć swoimi pociechami, a ja nie. Dlaczego ja musze go odwiedzać na cmentarzu? NO DLACZEGO?
Pierwsze święta tych w niebie razem z moim aniołkiem. Leciała bajka Coco. Bardzo lubiliśmy ją oglądać. Młody kiedyś się mnie zapytał:
- Mamusiu czy w niebie jest tak jak w tej bajce? Czy wszyscy mają swoje domy i jest tak kolorowo? I ma się tam swoje zwierzątko? I spotyka się rodzinę?
- Tego kochanie nie wiem. Jednak chciałabym aby tak było. Fajnie jak by było tak kolorowo i można spotkać np. swoja mamę, babcię. I żeby można było znów przytulić swojego czworonożnego przyjaciela.
- Oj tak. Tam jest nasza Nuka.
- No i jeszcze moja Czika i milion chomików hahahaha.
- No i pomyśl sobie , że one wszystkie będą tam z tobą. Hihihi
- Mam nadzieję, że jest tam dużo miejsca.
- A czy się poznamy?
- Hm...to jest dobre pytanie. Kiedyś sama się nad tym zastanawiałam. Myślę, że tak. Zobacz Norbciu jak jest w filmie. Wszyscy tu na ziemi myślimy o naszych bliskich, którzy odeszli z tego świata, A oni przychodzą do nas i widzą nas takimi jakimi obecnie jesteśmy. My się zmieniamy, a oni to widzą. Ci co odeszli to pozostają tacy w naszej pamięci . Więc chyba się poznamy bez trudu. Zresztą miłość nasz poprowadzi.
- A czy myślisz ,że ja niedługo umrę?
Serce mi zamarło- Kochanie, co tez Ty mówisz? Ty? Ty nigdy nie umrzesz! Przecież ja musze mieć wnuki, a poza tym komu zostawię tę chawirę?
- Ale ja mam chore serce. I mówią ,że chorzy na serce umierają.- oczy zaszkliły się mojemu dziecku. No i co ja mam mu odpowiedzieć? 
- No kiedyś każdy z nas umrze. Tak, masz chore serduszko, ale widzisz że walczymy. Bierzesz leki, jeździsz do lekarza, na operację. Chodzisz do komory, pływasz. Dobrze się odżywiasz. Unikasz przemęczenia. Myślę, że robimy tyle rzeczy aby pomóc twojemu serduszkowi, że na długie lata mu wystarczy.
-Mamusiu bardzo Cię kocham.
-I ja Ciebie też mój Ty mały koliberku.
















Koniec listopada to pożegnanie naszej wieloletniej koleżanki z pracy. Była z nami od samego początku. Dwadzieścia lat minęło jak jeden dzień. Przygotowałyśmy razem z dziewczynami z pracy poczęstunek, a ja upiekłam torta. Nawet dwa. Bo nasza szefowa miała tez urodziny, nie byle jakie tylko już konkretne. Nie powiem ile bo o takich rzeczach nie mówimy ( 25 z hakiem). Wieczór pełen wspominek. Łezki kręciły się na okrągło, bo każda miała coś do powiedzenia, do wspomnienia. Tak to już jest jak się tyle czasu razem przeżyło. Ela była dla mnie jak mama. Zresztą była moja sąsiadką z lat młodzieńczych. Ona też nauczyła mnie wielu rzeczy. Szkoda ,że ten czas minął. Szkoda ,że pewne rzeczy są nie- uniknione . Nadchodzi nowe. Czasami warto zamknąć drzwi za sobą i otworzyć nowe. Może diabeł nie taki straszny jak go malują i życie przyniesie nam jeszcze wiele miłych zaskoczeń? Tego sobie  i Wam życzę.




1 komentarz:

  1. Jestem tu i czytam od pierwszego wpisu, ale nie umiałam się wcześniej zebrać do napisania komentarza. Norberta zapamiętałam takiego, jakim był przed pójściem do szkoły czli nasze wspólne przedszkolne lata. Jego uśmiech i ta niesamowita figlarna iskierka w oczach. Piszę ten komentarz i mam ściśnięte serce. Pozdrawiam i przytulam ❤

    OdpowiedzUsuń

Zamek 🏰 Kliczków

Ostatni weekend kwietnia spędziłam wraz z przyjaciółką w cudnym miejscu. Wybrałyśmy się do Zamku Kliczków. Lubimy zwiedzać tutejsze zamki. W...