TYDZIEŃ Z SARĄ

      


  Tydzień w naszym domku razem z Sarą obfitował w wiele ciekawych przeżyć. Sama podróż do jej aktualnego miejsca zamieszkania trwała  ponad 3 godziny. Zawsze kiedy jedziemy do niej to pada, jest mgła. Nawet kiedy pierwszy raz przyjechaliśmy już z Zuzią i mieliśmy zaplanowany wypad za miasto do parku rozrywki to co... padał deszcz. To jednak nam w ogóle nie przeszkadzało. Dziewczynki ubrane ciepło , pełne gorącego serca i pozytywnego nastawienia bawiły się wyśmienicie. Najpierw zahaczyliśmy o restaurację typu KFS. No bo przecież w dzisiejszych czasach nie ma Good fun  bez buły, coli, nugetsów. Potem z pełnymi brzuchami wyruszyły na podbój parku. To mały , ale bardzo przyjemny park rodzinny w Ochabach Wielkich.  Tu dziewczynki biegały alejkami  miedzy makietami miniaturowych budowli świata. Potem jest przestrzeń z dinozaurami. Kolejna atrakcja to park linowy. Tu mimo zlej pogody zabawiliśmy najdłużej. Nie przeszkadzało im ,że miały mokre tyłki. Jest  Zagroda z alpakami i wszerorakim ptactwem. Są nawet strusie. Pod zadaszeniem jest salon luster. I tu miałyśmy mały kłopocik , aby wydostać się z labiryntu. Sara jest bardzo odważna. Trzymała mnie za rękę i prowadziła cały czas do mnie mówiąc abym się nie bała. Jest kino 7D, klockowisko. Najbardziej co się podobało dziewczynkom? Jazda samochodami!!!! Tu panie wpuściły dziewczynki same na tor i mogły poszaleć. Zeszło nam z pół godziny. Jest tez wieża widokowa i zjeżdżalnia na pontonach. Po drugiej stronie jest kawiarnia i stadnina koni. Wszystko jest ogrodzone i zazielenione. Są ławeczki i sklepik z pamiątkami i fontanna. Jest również plac zabaw na świeżym powietrzu i batuty. Myślę ,że jakby była pogoda to spędzilibyśmy tam cały dzień.















W sobotę 28.10.2023r zabraliśmy Sarę do siebie. Podczas podróży zachowywała się jak ten osioł ze Shreka: daleko jeszcze? Bardzo była zaciekawiona nowym dla niej miejscem. Nie przypuszczała , że jest to tak daleko od domu, który znała. Jechała w nowe, nieznane miejsce, z osobami dla niej jednak zupełnie obcymi. Bała się tak samo jak my. W naszych głowach kłębiły się miliony myśli , a serce walczyło ze skrajnymi emocjami . Gdy tylko dotarliśmy do naszego domku Sara z uśmiechem na twarzy  powiedziała, że jest piękny i bardzo jej się podoba. Szybko zaniosła swoją walizę do pokoju ( na chwilę obecną przejściowego) i zaczęła zwiedzać każdy kąt. Potem zajechaliśmy do Gulusiowej Izby na jakiś późny obiadek . Niestety nie udało nam się posiedzieć w środku gdyż już była baardzo późna pora. Jednak kochane panie zrobiły nam obiadek na wynos. Może to i dobrze. Na spokojnie w domowym zaciszu zjedliśmy pyszności. Dziewczynki w pokoju miały rozłożony wielki materac, gdzie od razu  rozgościły się na dobre. Wspólnie wszędzie chodziły. Zuza stała się dla młodej oparciem i biurem informacyjnym. Tak jak kiedyś Norbert dla Zuzi. W niedzielę dziewczynki pomogły nam zrobić obiad i ciasto. Mała zadawała miliony pytań. Z czasem wstyd  i zakłopotanie odeszły w niepamięć. Sara zaczynała czuć się swobodnie. Zaczęły się rozmowy na ważne tematy. Obserwacja, dociekliwość. Potem przekraczanie granic i pojawienie się przytulasów i całusów. Zrobiła nam kolację niespodziankę. Bardziej dla Jarka bo stara matka wiecznie się odchudza i nie je kolacji. Tato musiał zamknąć oczy i zgadnąć co w środku tejże kanapeczki się  znajduje. OJ powiem ,że namieszała w niej. Były parówki, ser żółty, papryka, pomidor, ogórek, sałata ale i.....czosnek marynowany i....Tu tatuś miał problem z określeniem zawartości. Poprosił mnie o pomoc . Gdyby nie to ,że wystawała ta substancja z kanapki nie wpadłabym na pomysł co to może być. Jak myślicie? TO KAPUSTA KISZONA!!!!!!  Ale miały radochę dziewczyny. Śmiały się z nas do rozpuku, a tatuś szczęśliwy, że ktoś mu sprawił przyjemność.  Podczas jej pobytu u nas bardzo często robiła nam takie niespodzianki. Nam i jej było to potrzebne. Musiały dziewczyny posprzątać całą chatkę  i pomóc mi zorganizować Halloween. Muszę powiedzieć , że mała przeszła szkołę życia i baardzo dużo potrafi. Przepięknie posprzątała , a i w kuchni radzi sobie wyśmienicie. W nocy przychodziła do na s do łóżka:

- Mamusiu czy mogę spać z wami? Chciałabym zobaczyć jak to jest gdy ma się rodziców i można się do nich wtulić.

No jak odmówić dziecku. I znowu gnieździliśmy się w trójkę i pies. Zuza już dorastająca pannica i woli się wyspać sama na dużym łóżku (no właśnie, chyba muszę jej kupić nowe łóżku... dużo większe hahahaha).Spała z nami dwie noce  , a potem uciekła do Zuzy , z czego ta starsza była mniej zadowolona , bo młodsza wędruje w nocy po całym łóżku i rozpycha się. Mój mąż stwierdził , że ma RLS. Ostatniej nocy też przyszła do Jarka:

-Tatusiu chcę spać z Tobą. Nie zostawiaj mnie . Nie odwoź mnie tam. Chcę być z Wami. Kocham Was. Jest mi tu dobrze. - i ogromne łzy spłynęły po jej policzkach. Ja byłam odwrócona tyłem i nie widziała moich łez.  Ciężkie chwile każdego z nas. Ciężkie są rozstania. Jednak tu wiemy ,że nie na zawsze. Tylko na chwilę. Co to jest parę miesięcy , a wieczność. Dzwonimy do siebie praktycznie każdego dnia i za każdym razem słyszymy słowa : "kocham was, tęsknię, kiedy będę z wami?"

I za każdym razem ściska w sercu. Dla nas szybko czas ucieka bo pracujemy, zajęcia dodatkowe, malujemy pokoje, szykujemy się na przyjęcie Sary. Dla niej jako dziecka czas płynie zupełnie inaczej. 

Codziennie śpiewała mi piosenkę Sanah "Mamo tyś płakała". Ubierała się w swoją stylówkę ( jak to ona mówi o swojej kreacji baletnicy) i robiła pokaz tańca. Zmuszała siostrę do różnych zajęć i do rozmów. Wieczorem wspólnie oglądały bajki i dyskutowały, a rano był problem ze wstawaniem. W poniedziałek wybraliśmy się do Lubina aby oglądnąć   meble do jej pokoju.  Wybrała białe. Biurko, komodę, regał i łóżko ( z możliwością dodatkowe spania , w razie gdyby koleżanki chciały u niej nocować). W domu dobraliśmy na Allegro dywan i ozdoby na ścianę. Dodatki jak przystało na panienkę w kolorze  różowym. A i jeszcze zapragnęła mieć toaletkę. No w końcu to mała kobietka. Ten gadżet to tatuś jej sprawi. Potem wybraliśmy się do lubińskiego zoo. Pogoda była wyśmienita. Ciepło, bezwietrznie. Park Dinozaurów i zwierzątka w zagrodzie zrobiły robotę. Dzień należał do mega udanych.


















 Po południu odwiedziliśmy groby najbliższych. Poznała w ten sposób naszą rodzinkę. Niestety nie tak jak powinno być, ale sami wiecie jak to nam się układa. Wtorek od rana pełen roboty. Przygotowywaliśmy imprezkę Halloweenową. Gadżety jak co roku powiększają swoją ilość. Nowe propozycje kulinarne sprawdziły się. Dziewczynki śmigały po kuchni tam i z powrotem.


 

Wieczorem przyjechała moja siostra z rodzinką. Wszyscy byliśmy  przebrani i umalowani. Oglądaliśmy bajki lekko straszne. Najbardziej oczywiście wszyscy chcieli oglądać Wendsday. I w przyszłym roku zapowiedziano nam , że w takim stylu robimy imprezkę. Mnie to pasuje. Zawsze coś innego, nowego. 

Rano , w środę odwiedziłam grób mojego skarba. Chodzę tam prawie codziennie, lecz w taki dzień jak Dzień Wszystkich Świętych boli bardziej. Nie wiem  czym to jest spowodowane. Tym ,że tyle ludzi go odwiedza? Czy może zapach tych wszystkich palonych zniczy? Czy po prostu ten dzień sam w sobie . Nie wiem. Wiem za to jedno, że bardzo lubię przychodzić do niego po zmroku. Kiedy miliony światełek mrugają do siebie. Kiedy jest cisza. Kiedy mogę popłakać i nikt tego nie zauważy. Idę tam do niego, chociaż bardziej do miejsca. Mój synek leży w jego pokoju, siedzi przy naszym stole, kąpie się pod prysznicem i wtula się we mnie gdy zasypiam w jego sypialni. Tu , gdzie leżą jego prochy nie czuję Go. Bardziej myślę o tym miejscu jak o jego lokum, pokoju, które muszę posprzątać, włączyć światło, sprawdzić czy nic się nie stało. Czego bał się najbardziej mój koliberek? Burzy i silnego wiatru. Myślę, że to było wynikiem wady serca. Napięcie , zmiana ciśnienia, kołatanie serca, wewnętrzny niepokój. Zawsze gdy nadchodzi taki dzień, wieczór , czy noc, schodzę do jego pokoiku, siadam na łóżku i myślę o nim. Myślę o jego strachu. Zastanawiam się czy nadal go odczuwa? Czy tam , na górze jest spokój? Czy tam już tego nie ma? Czasami dręczą mnie różne takie dziwne przemyślenia. Jako matka ciągle boje się o niego. Wiecie, człowiek jak nie widzi, nie słyszy, nie wie co jest tam po drugiej stronie...to wpada w popłoch. Obawia się tego czego nie znamy. Tego nad czym nie panujemy. Nie boję się cmentarza. Nie boję się być tam sama w ciemności. Nie, przecież wszyscy których kocham są tam...Muszą mnie chronić.




















 

Czwartek minął na rzeczach bardziej babskich. Był fryzjer, który pokręcił loki panienkom. Była kosmetyczka, która przebiła uszy Sarze. Był wieczór z maseczkami na gębie podczas seansu filmowego. Nawet tatę wkręciliśmy  w Day spa. Pół popołudnia dziewczyny z tatą spędziły w jaccuzi. Na koniec dnia było czekoladowe obżarstwo. 




 

W piątek tatuś obiecał córeczkom ZOO Wrocław. Hm... nie powiem, że pogoda była na ten wypad idealna: lało i wiało. No, ale jak się obiecuje i ma się krótki termin realizacji to nie wiem co , trzeba spełnić. Najbardziej zależało nam na Afrykarium.  I to był strzał w dziesiątkę. W  środku ciepło, mało ludzi. Swobodnie przedzieraliśmy się przez dżunglę. Sara wchłaniała wszystko. Biegała tu i tam. Nie mogła znaleźć miejsca. Wszystko nowe, wszystko ją ciekawiło. Zafundowaliśmy sobie wycieczkę z okularami VR po dżungli razem z gorylami. Polecam każdemu. Mega przeżycie. Podczas oglądania mała się wystraszyła. Goryle podchodzą do ciebie tak blisko. Wyskakują z znienacka.


 
















 Lecisz nad nimi. No po prostu extra. Zjedliśmy w środku obiadek, a potem zajechaliśmy do IKEA  aby jeszcze dokupić parę szpargałów do pokoju księżniczki. Wieczorem Zuzia miała zajęcia w szkole tańca z Akro dance. Malutka też bardzo chciała. Więc poszły razem. Szybko opanowała choreografię i w domu był pokaz. Czeka z utęsknieniem na kolejne zajęcia.

 

W sobotę zaprosiłam przyjaciółkę z rodzinką. I dla nich Sara zrobiła przedstawienie taneczno - śpiewające. Nie wstydzi się . Lubi być w centrum uwagi. Zresztą ta starsza też. Najważniejsze ,że się dogadują.  I tak szybko minął nam tydzień. A i w południe mieliśmy umówione spotkanie z naszą cudowna panią fotograf. Zrobiła nam mega świąteczną sesję fotograficzną. My w boskich sukniach i nasz jedyny rodzynek -tatuś. Czas odjazdu był jak sami się domyślacie baaaardzo ciężki. Płacz, płacz, pytania dlaczego itp. Myślę, że była zachwycona i podobało jej się u nas.  Może trochę poczuła się normalnie, domowo, kochana. Bo my baaardzo!!!!!!








 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zamek 🏰 Kliczków

Ostatni weekend kwietnia spędziłam wraz z przyjaciółką w cudnym miejscu. Wybrałyśmy się do Zamku Kliczków. Lubimy zwiedzać tutejsze zamki. W...