LIPIEC 2023r.

 LIPIEC 2023



Czas powoli leci. Zmieniają się moje perspektywy. Niby jest dobrze, niby wszystko wraca do stanu normalności. Ale czyżby na pewno?   Nie... nie ma takiego dnia abym nie pomyślała o moim koliberku,5-7 razy dziennie. Zresztą , mam pewne rytuały, które wdarły się do mojego życia i już chyba ich nie zmienię. Rano kiedy otwieram oczy mówię dzień dobry moim bliskim w niebie ( no ,a jest ich już sporo).Potem schodzę z moim wielkim dogiem na dół aby wypuścić ją do ogrodu. W tym czasie wchodzę na palcach do pokoju młodego człowieka, który powinien tam spać. Patrzę na łóżko, puste, zimne. Dotykam poduszki, przytulam i mówię : 
-Witaj skarbie, dzień dobry. Życzę ci miłego dnia.- i szykuję się do pracy. Potem wychodząc z domu jeszcze jedno spojrzenie na jego zdjęcie i jazda. Przejeżdżając obok cmentarza( a robię to dwa razy dziennie , niestety) macham do niego ręką.  W pracy raczej już jest spokój. Głowa jest zaprzątnięta innymi rzeczami. Czasem tylko łza się zakręci, gdy w moich włościach pojawi się dżentelmen  w jego wieku, w okularkach, drobniutki, lub usłyszę głos taki tubaryczny, męski. Po pracy zajadę do niego na cmentarz. Przytulę się do anioła, pogłaszczę po głowie. Przycupnę i opowiem mu co u mnie się wydarzyło. Niekiedy sobie popłaczę, że muszę tu go odwiedzać, ale potem go przepraszam. W końcu to nie jego wina. Nie mogę się na niego złościć. On chciał żyć i raczej nie miał w planach leżeć tam. Zawsze mu obiecuję , że zaraz mu posprzątam w jego nowym pokoju. Nigdy nie lubił mieć brudno, więc staram się tam ogarnąć .Potem mówię do niego:
- Młody choć, idziemy na chatę. Trzeba zjeść obiad. Nie będziesz siedział sam w pokoju. - I wracam , do naszego, wspólnego mieszkanka. Tam czuję, że on jest. Dom jest przesiąknięty jego życiem. Nic nie zmieniałam. Może tylko więcej zdjęć jego powiesiłam. Tu jest on nadal. Mimo, że go nie widzę to bardzo mocno czuję. Gdy gotuję obiad, piekę ciasto to z Nim rozmawiam. A on tam gdzieś w mojej głowie odpowiada. Czasami śmieje mi się dusza, robi się gorąco na sercu. Tak jakby On dotknął mnie tak mocno , mocno w środku. Boże jakie to jest wtedy przyjemne. Ładuje moje akumulatory, popędza do działania. Gdy zasiadamy do stołu , patrzę na Jego miejsce. Jest wolne, ale nie do końca. On tam siedzi. Jego miejsce zawsze będzie zajęte przez Niego. Gdy jest impreza rodzinna , dla Niego też szykuję zastawę. Nie ma to tamto. Zawsze nakrywał do stołu, lubił aby wszystko było piękne, udekorowane. Więc co mogło się zmienić gdy Jego zabrakło? Nic, kompletnie nic. Bo ja nadal wierzę w Jego obecność. Bez ciała, ale  z duszą. Z duszą tak piękną, delikatną, kruchą, ciekawską, otwartą na drugiego człowieka, pełną dobroci, miłości. Musiałam nauczyć się żyć w nowym wymiarze rzeczywistości. I taka jest mi dobra, jest do zaakceptowania dla mnie, dla mojego serca, dla mojej głowy. Tylko w ten sposób jestem w stanie nadal żyć. Żyć i starać się być szczęśliwym oraz dać szczęście tym którzy są ze mną. Wieczór jest spokojny. Utulam się w Jego niebieskim pokoju ( teraz to tam jest nasza sypialnia), spoglądając w  okno balkonowe. Po drugiej stronie jest Jawor, a tam kolejne puste miejsce. Tato. Leże i rozmawiam z nimi wszystkimi, dziękując za to ,że są obok mnie, że pomogli mi w dniu dzisiejszym. Dziękuję za wszystko co otrzymałam. Cieszę się każdym drobiazgiem. Powtarzam jak mantrę, że  KOCHAM ICH Z CAŁEGO SERCA. Proszę aby się sobą opiekowali i czuwali nad nami, tu na ziemi. I tak w tych wszystkich obrazach wspomnień przychodzi Morfeusz i mnie zabiera do siebie. Raczej coś mi się śni, lecz nigdy nie pamiętam. Przestalam już walczyć o to aby się mi przyśnił. Bo może przychodzi  w snach, ale moja głowa Go nie wpuszcza. Przyjdzie na to czas. Ja poczekam, tak jak On poczeka na mnie. Wiecie...nigdy w życiu nie myślałam, że to nas spotka. I nigdy w życiu nie myślałam, że będę tak mocno kochać. 
Tutaj byliśmy w Parku Leśnym w Lubinie. Ja mam lęk wysokości, ale co nie robi się dla swoich dzieci. Tez wlazłam , a mój koliberek mnie asekurował. Nieźle co?
Tutaj Dzień Taty. Był tez pierwszy  tort zrobiony przez Miśka.





Kochał pływać, więc basen odgrywał ważny element naszych wakacji. Spełniliśmy Jego marzenie i wybudowaliśmy basen w naszym ogrodzie. Zdążył się w nim wykapać.
Nasze wspólne wakacje w Pobierowie. Kochamy morze o każdej porze roku. Naszym magicznym miejscem jest Ustronie Morskie. W tamtym roku nie dałam rady tam pojechać. Wspomnienia, wspomnienia, wspomnienia. W tym roku wracamy tam z powrotem. Koniec sierpnia będzie należał do naszej familly.




Boże Narodzenie 2020r. Mój kawaler zapuścił włosy. Niezły z niego przystojniak. 


        A jak minął nam ten miesiąc? Lipiec. Powiem, że nawet nieźle. Było intensywnie. Było wesoło. Nawet się nie spodziewałam, że moja chata będzie pękać w szwach od gości. Czasami myślę, że ten o to kawaler organizuje moje życie . Nie dopuszcza do samotności, do myślenia, zatracania się w przeszłości.  Powiem, że  pełna chata dala mi wiele siły, motywacji i szczęścia. Bałam się tej pustki. Cichego domu, braku dzieci. Zuzia sama... nie, ciągle ktoś nas odwiedza. Dziewczynki pozostają na noc, krzątają się, gotują, krzyczą, biegają ,śpiewają . Jest cudownie. Nawet mój mąż jest szczęśliwy. Ciągle wymyśla coś dla tych naszych panien. Organizuje czas wolny. I w tym całym harmiderze  jest mój mały okruszek. Widzę Go jak biega z nimi, bez ograniczeń. Pluska się w wodzie. Czyta im książki, Jeździ na rowerze. Gotuje im smakowitości i obsługuje księżniczki.   A co wydarzyło się konkretnie w lipcu? No trochę i w czerwcu, bo zdążyliśmy jeszcze być nad morzem, w Międzywodziu. Razem z nami pojechała psiapsi  Zuzi i nasz czworonóg. Krótko, ale intensywnie z mega pogodą. Dziewczyny zachwycone. My zresztą też. Moja Luna(patrz Maltanka) przeszczęśliwa. Lubi kapać się w morzu, wygrzewać na piasku, obserwować ludzi. Potem  lipiec zaczął się z nocowaniem kuzyna, eksploatowaniem basenu i wyżeraniem wszystkiego co było zjadliwe.  Następnie nocowanki młodych babeczek - taka mini kolonia . Pięć dziewczynek i pies. Ja w międzyczasie w pracy, soboty i niedziele do południa na zajęciach on linie . Dobrze ,że chociaż w domu, to mogłam coś pomóc, bo tak wszystko byłoby na głowie mężusia, który spisał się na medal. Gotował, zabawiał i był ratownikiem ( pilnował dzieci przy basenie). A i mamy miały frajdę. Też zaglądały do nas na basen. Mąż przynosił nam bezalkoholowe drineczki, kawę mrożoną i ciacho.  No żyć i nie umierać. Gdzie ja będę miała tak dobrze?  Potem udało nam się spotkać ze znajomymi męża. Pół roku na emce.  Każdy opowiadał co robi, jak się czuje, jakie ma plany na przyszłość. I każdy powtarzał jak mu dobrze jest. Wreszcie wiedzą co to weekend, wolne święta, bycie z rodziną na maksa. A czy pójdą jeszcze do pracy? Jeszcze na pewno tak, ale nie teraz. Teraz muszą się nacieszyć wolnością. I tego im trochę zazdroszczę. No , ale cóż każdy wybierał swój zawód. Ja jeszcze poczekam. Mam tylko taką nadzieję, że będę miała siły  i kasę aby żyć i cieszyć się z emerytury. Koniec Lipca to też półkolonie w szkole u Zuzy. Tym razem nie robotyka, a eksperymenty. Córa bardzo zadowolona. Za to ja miałam w domu pełno sztucznego śniegu, glutów, slimów, cieczy nienewtonskiej, dziwnych perełek, kolorowych cieczy itp. Już nie może się doczekać przyszłego roku. Mają być kolejne warsztaty o innej specjalności. Fajnie, że mają takie możliwości. Sama chętnie bym wróciła do szkoły. Może nie tyle uczyć się co skorzystać z ich form edukacji i zabaw. 
A lipiec skończył się uroczystym grillem u szwagra. 45 -lat stuknęło facetowi. Nie chciał robić żadnej imprezki, więc sami się wprosiliśmy na jedzonko. Oj jak on dobrze gotuje. Nigdy człowiek nie wyjdzie od Niego głodny. Dużo, smacznie , kolorowo. Zawsze wesoły, uśmiechnięty. Z naszej strony przywiozłam mu torcika. Tym razem sama go nie robiłam. Poprosiłam dziewczynę , która zawodowo bawi się w te rzeczy. Robi takie cudeńka....Więc  zamówiłam tort bombę z musem malinowym z gorzką czekolada. Hmmm jaki pyszny. No i ile zabawy aby go pokroić , bo nie myślcie sobie, że to takie proste. Trzeba było bombę rozwalić, bo inaczej nie było szans na jej podzielenie. Szwagier bardzo się cieszył, zwłaszcza że kocha torty. Teraz musi poczekać na 50 -tkę. No dobra...wcześniej też mu coś upiekę. Już nie będę taka. Po imprezie zabrał swojego syna i naszą córę pod namioty. A to już w następnej opowieści.



Warsztaty w szkole na półkoloniach. 


 
Pożegnanie ósmych klas i mojego Miśka. Płakałam jak bóbr. Piękny gest. Mój synek miał szczęście ,że należał do tej klasy. Cudowne dzieci i mega extra wychowawczyni. Do tego cudowna szkoła. Każdy każdego zna, pomagają sobie. I mój synek miał to szczęście , że otrzymał najlepszego nauczyciela wspomagającego. Bez Karolci nie byłby w tym miejscu , w którym był. Dziękuję ci Kobieto.
 Dzień Rodziny w Męcince. Dziewczynki załapały się na warsztaty  plastyczne. Jak to baby lubią takie rzeczy. Zresztą ja też . I to baaardzo.
W tym roku Zuzia przejęła sztandar szkoły. To ta dłuuuga dziewczynka. Hihihi.

 Urodziny szwagra na ich ranczu. Wszyscy tacy piękni i młodzi. Czas się dla nas zatrzymał. Prawda? 



 A tu nasi starsi panowie. HiHIh Emeryci pełną gębą. Co im więcej do szczęścia trzeba. Tylko zdrowia, resztę już mają.




No i nasze  mikro wakacje nad morzem w Międzywodziu. Księżna Luna szczęśliwa wdycha jod i panna Zuzanna nasza syrena.



Wakacje z psiapsi. Szczęśliwe, razem wspólnie jak siostry. Czy ta przyjaźń przetrwa lata? Tego nikt nie wie. Jednak dobrze, że ma kogoś bliskiego. Bratnią duszę. Nie jest sama. Norbert chciał siostrę aby nie był sam, aby z kimś mógł się bawić. Teraz to Zuza została sama. Jeszcze gorzej, bo z balastem przeszłości. Kolejna bolesna strata w jej życiu. My jako dorośli ciężko to akceptujemy, a co dopiero dziecko. Oby zaświeciło nam i jej słoneczko.







Nasz domowy, prywatny raj na ziemie Takie nasz Chełmos.  Miejsce, w którym odpoczywamy, ładujemy akumulatory, czujemy się rodziną. Tutaj jest radość, bezpieczeństwo, akceptacja.  Nie ważne jak , ważne z kim.











 Torcik urodzinowy od  @edytakoniak. Mega uzdolniona kobieta. Jej profil tortowy zapiera dech w piersiach. Oprócz wyglądu to i smak. To feeria niezapomnianych odczuć , które łechtają nasze podniebienie. Polecam z całego serca. 






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zamek 🏰 Kliczków

Ostatni weekend kwietnia spędziłam wraz z przyjaciółką w cudnym miejscu. Wybrałyśmy się do Zamku Kliczków. Lubimy zwiedzać tutejsze zamki. W...