KWIECIEŃ KWIECIEŃ I PO....

KWIECIEŃ, KWIECIEŃ I PO....



Kwiecień upłynął też w zawrotnym tempie. Urodziny chrześnicy Jarka, które odbyły się w Legnicy w Parku Trampolin. Zuza się trochę odprężyła. Ja nie. Ja płakałam .W tym okresie ciągle płakałam. Ciągle myślałam dlaczego? Oni się bawią, a mój synek nie. Mamy są szczęśliwe, a ja nie. W tym czasie myślałam bardzo egoistycznie. Bo ja... bo ja... bo ja. Nikogo to nie jest wina, tylko moja. Wtedy czułam ,że to wyłącznie moja wina. Nie chciałam dopuścić do wiadomości żadnej innej możliwości. Ja jako mama zawiodłam. Na grupie  internetowej, gdzie rodzice piszą o swoich boleściach po stracie dziecka dowiedziałam się ,że w tym wszystkim nie jestem odosobniona. Każdy z rodziców czuje podobnie. Poczucie winy zżera nas od środka. Niemoc poraża nas tak mocno, że odbiera normalne funkcjonowanie. Bez  wsparcia specjalistycznej opieki  nie damy sobie rady. Nie będziemy umieli żyć z tym poczuciem winy. To ono popycha nas do popełnienia głupich decyzji. Tak, w tym czasie stajemy się egoistami. Widzimy siebie, swoje bolączki. Nie myślimy o innych, którzy cierpią jak my, którzy pragną nas, naszego bycia tu i teraz. Nie mamy świadomości , że jesteśmy rodziną. Jedną całością. Jednym żywym organizmem, który choruje razem. Tylko trzymając się za ręce możemy pójść dalej. Tylko wspólnie damy sobie siłę. Dlatego ja baaardzo dziękuję za tą moją rodzinę. Bez niej nie byłoby mnie tu. Bez niej nie byłabym tym kim jestem teraz. Bez niej życie nie miałoby sensu. 



Dlatego też moja siostra była oparciem dla nas w tych trudnych chwilach. Przyjeżdżali na grille, obiadki, spacerki, nocowanki.  To u niej zrobiliśmy Święta Wielkanocne. Pierwsze święta bez ukochanej istotki. Jarek poprosił mnie abym nadal wszystko robiła tak jak kiedyś. Tak jak lubił nasz syn.  
- Kochanie, nie możesz przestać dekorować naszego domu. Nie możesz przestać świętować.
-A możesz mi powiedzieć dlaczego? To już nie ma sensu. Po co to robić? No po co?
- Jak to po co? A my? My się dla ciebie nie liczymy? Nie kochasz nas?My nie możemy mieć pięknie i smacznie? Każdy z nas ma swoje ulubione potrawy. Każdy z nas uwielbia jak jest pięknie udekorowany stół. A po drugie....
-Tak?
- A po drugie kochanie to jak Norbert będzie się czuł, gdy zobaczy pusty stół, brak dekoracji, brak jego żurku i tiramisu. No i chrzan, chrzan musi być. Wiesz jak on zawsze czekał na to. Nie rób tego kochanie. To nasze i jego życie. Niech wie ,że nadal tu jest, że go kochamy, że zawsze jest obecny przy naszym stole.
I tego właśnie dnia zaczęłam robić to wszystko na maksa. Tak , w ten sposób pozostawiłam Go w naszym życiu. Nadal jest i będzie. Nikt i nic tego już nie zmieni.  Jest z nami i cieszy się tak głośno , tak mocno, że i ja czuję miłe łaskotanie w piersiach. Stół udekorowałam na zielono z elementami żółtego. Od dziewczyny @agnieszkapasjonatka  otrzymałam piękne koszyczki zrobione na szydełku, które nadały ciepła na świątecznych talerzach. Moja śmieszna kura, tulipany, piękne gipsowe jajka od mojej pani dyrektor z Medyka. Do siostry zabrałam ciacho, i muffinki  ozdobione uszami i ogonkami kicajków. No i zajączkowe  prezenty dla najmłodszych. Tego roku jedyne na co nie miałam ochoty to chowania prezentów po kątach. Dzieci uwielbiały je poszukiwać po całym domu. Wstawali wczesnym, ciemnym rankiem i już był harmider. Wesoły, głośny, pełen krzyków, bieganiny. 
Święta upłynęły spokojnie, z wspomnieniami. Mogłam płakać, nikt nie patrzył na mnie z lękiem. Tak mogłam wyć i wyrzucać swoje żale. Moi bliscy siedzieli obok mnie, przytulali i trzymali za rękę. Nie trzeba słów, bo nie ma żadnych aby pocieszyć. Wystarczy być. 








Potem zaczął się czas ogrodu. Zaniedbałam go nieco. Po pierwsze małe dzieci, praca, rehabilitacja, studia . Potem pandemia i lekcje w domu. Teraz trochę więcej zaglądałam na  swoje kwiaty. Jednak to nie było jeszcze to. Nie potrafiłam się skupić. Wzrok ciągle sięgał na wprost domu, na wzgórze pośród drzew. Tam oczy uciekały, na anioła, który sobie siedział  cichutko i czytał książkę. Wszystko było jak matrix. Całkiem inny, nieznany świat.  Nic nie sprawiało mi przyjemności, a wręcz przeciwnie - czułam przeogromny ból. Ból istnienia. Dla mnie liczyła się noc. Poduszka, zapach koszulki mojego dziecka i dłuugi sen, po którym miał nie nastąpić dzień. We śnie pragnęłam go zobaczyć, przytulić. Sama wymuszałam historie , w których byliśmy szczęśliwi. I tak w ten o to sposób zaczęły powstawać historie do książki dla mojego dziecka. Może kiedyś uda mi się ją wydać, a jak nie... to nic nie szkodzi, bo to przecież moja psychoterapia, mój powrót do dziecka.






W maju nie obyło się również bez wizyty w Przylądku Nadziei we Wrocławiu. Za każdym razem gdy tam jedziemy czuję niepokój, ból brzucha, klucha w gardle. Z moimi dziećmi objeździłam chyba wszystkie oddziały i miejsca , w ktorych jest lekarz, pielęgniarka, rehabilitant itp. Nieraz  śmiałam się do Norbcia, że jeszcze gdzie mnie zaprosi. Zawsze gdy musieliśmy pojechać do szpitala na kontrolę starałam się znaleźć fajną miejscówkę aby mogli się odstresować i zapomnieć o bólu i strachu. I tak też jest teraz z Zuzią. Nadal szukam odskoczni od szpitalnego pejzażu.  






Byliśmy również w Zamku Książ na Dniach Kwiatów. Kocham to miejsce. Maj to cudowny czas na spacer alejami pełnych drzew i rododendronów. Lubię tę tajemnicę jaka kryje się w opowieściach tego zamku. Gdy byłam mała często wakacje spędzałam u ciociobabci  w leśniczówce pod zamkiem. Znam każdą trasę, zakamarek: jeziorko Daisy, zamek Cisy, Stary Książ, podziemia, stadnina Ogierów. Mój kuzyn i znajomy pracowali tam jako konserwatorzy zabytków. Nieraz miałam możliwość zobaczenia wszystkiego z  bliska. Tak jak wtedy , tak i dziś nadal zakochana jestem w zamku i księżnej. Więc kiedy tylko można jedziemy z rodzinką na spacer po parku. Zamek ma do zaoferowania wiele wspaniałych atrakcji, latem jak i zimą. Każda pora roku jest warta aby tu zagościć. Walentynkowe kolacje, Mikołaj, park pełen świateł, nocne zwiedzanie z duchami, pokazy okolicznościowe czy jazda konna oraz wiele wiele innych wspaniałości. 







9 MAJA urodziła się moja siostra. Kiedyś to był Dzień Zwycięstwa i tego dnia były obchodzone różnego rodzaju parady. Teraz to dzień świętowania mojej siostry. Czasem hucznie czasem skromnie. Tego dnia nieco skromnie. Był torcik niespodzianka ode mnie. Bardzo lubię piec torty. Tego właśnie nauczył mnie Norbert. On jak był mały prosił mnie :
- Mamusiu zrób mi tort z pszczółkami. Wiesz z tej bajki. 
Uhhh. No tak, przecież to takie proste. No w jego oczach. Jak jego mama mogłaby tego nie zrobić? No jak? Ja nie umiem? Miliony stron do przeglądnięcia. Stare przepiski babci jak zrobić biszkopt, krem. Potem moje paluszki poszły w ruch i posklejały go w całość. No, może te pszczoły nie były pierwszej jakości i Ania Starmach nie byłaby zadowolona...ale my byliśmy na maksa. Zwłaszcza mój książę. Wyszedł nam ul i pełno pszczół. I właśnie od tego dnia zaczęła się moja przygoda z dekorowaniem ciast i tortów. I nie ma takiej imprezy , gdzie nie zrobiłabym sama jakieś małe co nie co.






Czasami potrzebowałam małego wyzwania . Zrobienia czegoś więcej, zmęczenia głowy i mięśni. Dobrze, że człowiek ma kogoś takiego bliskiego kto rozumie Cię bez słów. Taką osobą jest moja psiapsi Kasia. Zabrała nas z Zuzą na Górę Krzyżową. No powiecie, że to nic takiego, że blisko i nisko. Owszem dla osoby, która łazikuje oczywiście. Jednak dla takiego lenia jak ja - to mega ciężki wypad. HAHAHA. Długo nigdzie nie chodziłam. Mięśnie się zastały, a i ciało nie chciało dalej funkcjonować jak należy. Musiałam się wysilić, zmobilizować każdą komórkę aby się poruszyła.  I wiecie co? Warto było!!!!! Widoki mega cudne. Pogoda rewelacyjna na obserwację. Co prawda serce mi mało nie wyskoczyło wspinając się po tych cholernych schodach, ale warto było. Gdy chodziłam do podstawówki też wchodziłam na tę górę z klasą, ale to były wieki temu. Fajnie było sobie przypomnieć lata młodzieńcze. Opowiedziałam o tamtych czasach Zuzie , co było dla niej niezłym ubawem. Pomyślałam wtedy też o tym, że muszę ja zabrać do Gross- Rosen. Jest już na tyle duża aby mogła zrozumieć tamtą historię. Pamiętam jak my z harcerstwa i szkoły jeździli tam na obchody. Tego nie da się zapomnieć. 







12 maj Dzień Pielęgniarki i Położnej. Ja to mam fart, obchodzę dwa w jednym hhihi. I tego dnia było miło. W pracy ciacho i kawa. Potem odwiedziny Burmistrza z tortem i kwiatami. Bardzo miły gest.  Człowiekowi od razu jakoś tak ciepło na sercu. Patrząc na fotki z poprzednich lat brakuje już z nami parę osób. Czas pandemii zmiótł z naszego życia parę osób. Nie tylko naszych  bliskich w rodzinie, ale też współpracowników. Nie mogę uwierzyć, że ich nie ma. Życie jest tak kruche, nieobliczalne , pełne niespodzianek tych złych i tych dobrych. Pracując w służbie zdrowia  i mając choroby i niepełnosprawność w domu jeszcze bardziej człowiek zatrzymuje się nad własnym życiem. Jeszcze bardziej doceniasz to co masz: miłość, zdrowie, ręce, nogi, oczy. Wiesz ,że możesz usłyszeć śpiew ptaków, zobaczyć uśmiech na twarzy twojego dziecka, poczuć smak chleba ze smalcem, położyć się bezpiecznie obok kochanej osoby, pójść na spacer ze swoim przyjacielem czworonogiem. To masz i jesteś bogaty. Ciesz się tym, bo przyjdzie chwila, moment , sekunda i zabierze to wszystko. Pozostaniesz bez niczego. Pieniądze nie dadzą ci zdrowia i miłości. Dziś je masz, jutro może ich nie być. Zresztą tam gdzie się wybieramy idziemy bez walizek. Niesiemy tylko to co mamy w sercu, w duszy , w głowie. 





 Jak już wiadomo kocham robótki ręczne. Więc ponownie wybrałam się na warsztaty ceramiczne do ukochanej szkoły. Tym razem zabrałam swoją siorę. Tego dnia nasza pani zaproponowała nam zrobienie talerzy, pater.  Malowaliśmy je według własnego uznania. No moje jak zwykle kwiatowe motywy. Siostra poszła na całego - kropkowała. Nieźle się namachała. Efekt jej dzieła wyszedł imponujący. Na swój tez nie narzekam. Pani Gosia wypalała nasze arcydzieła w piecu do tego specjalnie przeznaczonym. Tak samo było z  moją kurą.  Jak malujesz tymi farbami do gliny to nie widzisz koloru. Bierzesz na intuicję. Musisz czuć to w głowie co chcesz stworzyć i jak to może później wyglądać.  Więc gdy odbierasz swój pakunek z pieca to jest niezła niespodzianka. Polecam bardzo takie warsztaty. Człowiek odpoczywa i tworzy coś nowego, nieoczekiwanego, własnego. Przelewasz siebie  na tworzywo.






Jelenia Góra z czym mi się kojarzy?  Z moim dzieckiem. To tam go pierwszy raz zobaczyliśmy. To tam przyjeżdżałam z nim do lekarza, to tam leżał chory na oddziale dziecięcym. Jelenia Góra... miasto w tej chwili dla mnie pełne bólu od wspomnień. Tam też leżał mój tato  z diagnozą - guz móżdżku.  Tak sobie myślę, że chyba nie ma takiego miejsca , w którym nie byłam z moim dzieckiem. Wszędzie dookoła komina  jeździliśmy, zwiedzaliśmy, eksplorowaliśmy. Nie wiem czemu, ale mimo tego, że  czułam ból i rozpacz chciałam jeździć w te miejsca. Może dlatego ,że ciągle do mnie nie docierało, że on już nie wróci?  Że zasnął  na wieki? Że to już koniec naszej bajki? Nie wiem. Po prostu tak miałam i mam , że chcę być w tych miejscach wspomnień i dalej poznawać nowe . Pragnę aby nasze marzenia się nie skończyły w tamtej chwili w szpitalu. Pragnę dalej wyruszyć po marzenia , czuć jego wirowanie wokół nas. Pragnę odwiedzić te miejsca, które   mieliśmy w planach. On tu jest. On tu się śmieje  tak głośno, że aż słyszę ten śmiech, jego wołanie 
- Mamo, mamo zobacz jak tu pięknie!!!! Mamo dziękuję, że mnie tu zabrałaś. Dziękuję, że nadal jesteś ze mną.
 W Jeleniej Górze odbył się tego roku Festyn z okazji Dnia Czekolady. Niezła uczta. My też zasmakowaliśmy delicji wytworzonych z tego magicznego drzewa jakim jest kakaowiec. No chyba nie ma takiej osoby na świecie , która nie kochałaby  czekolady. Jednak samymi słodyczami człowiek nie żyje. Zwłaszcza nastolatka, która rośnie i zamiast brzucha ma obcego , pożerającego wszystko co wrzuci się w jej otchłań. Więc  ruszyliśmy jeszcze na najlepsze burgery w mieście. Nooo, powiem są mega duże i mega pyszne. Młodzieży tez zadowolona. Najedzona?  Jak się okazało na jakąś godzinę.






I nadszedł czerwiec. Pierwszy dzień to święto dzieci. I znów rozpacz. Kolejny po Dniu Matki. Kurczę , patrząc tak z boku to jest wiele świąt , które powodują u mnie roztrojenie umysłu. Może tez dlatego ,że  celebrowaliśmy każdą wolną chwilę .  I mini i maxi święto. Nie było ważne co za święto, ważne że mogliśmy być razem. Robić różne mega fajne rzeczy. Teraz pozostały fotki i wspomnienia. Dzień Dziecka zawsze  był  wesoły. Oczywiście nie zabrakło prezentów. No bo jak bez nich ? Była także zabawa. Przeważnie w Siedmicy , na polanie. Tam dzieciaki miały klauna, samochód policyjny, gdy jak było gorąco oblewał wodą, animatorzy, dyskoteka, dmuchańce, lody, gofry, zawody, malowanie twarzy itp. Było tez kino jak pogoda nie była odpowiednia na wyjście z domu. A po kinie kawiarnia i księgarnia. Tym razem u Zuzy był fryzjer, który obciął włosy. Córka ma gęste i grube włosiska. Po ścięciu na głowie pojawił się baranek. Bardzo ślicznie wyglądała. Letni look, czyli warkoczyk w kolory unicorn. Potem przejście na druga stronę ulicy i wizyta u kosmetyczki. Obiecane kolczyki, a co za tym idzie przebicie uszów. No i lody. Księżniczka przeszczęśliwa. A mój koliberek co dostał? Kolorowe balony, które przywiesiłam do ręki anioła. No w końcu nic się nie zmieniło. On też jest nadal moim dzieckiem.






Miłą niespodzianka dla nas były odwiedziny cioci Jagody z małą Hanią.  Dużo ludzi bało się mnie odwiedzić, a tym bardziej z małym dzieckiem. Rozumiem to wszystko. I tym bardziej dziękuję ,że mimo wszystko odważyli się przyjechać. Mnie nie boli, nie bolało  widok małego dziecka. Nie...to są dzieci wasze. Ja mam swoje i te swoje chcę mieć przy sobie.  Cieszę się , że mogę patrzeć na maluszki. Przytulić je , pogadać, posmyrać po brzuszku, poczuć zapach dziecka. To daje mi moja praca. Powiem nawet ,że jest to nawet taka siła napędowa dla mnie. Patrzę jak rosną , jak zmieniają się te moje szkraby. Niektóre te dzieciaczki rodzą się z wielkimi problemami, ale wśród kochających rodziców i wsparcia medycyny idą do przodu. To tak cieszy. Wiec gdy mała Hania nas odwiedziła byłam zadowolona. Nie jesteśmy sami. Przyjeżdżają, odwiedzają, rozmawiają. To tak wiele.  Niby nic, a jednak ....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zamek 🏰 Kliczków

Ostatni weekend kwietnia spędziłam wraz z przyjaciółką w cudnym miejscu. Wybrałyśmy się do Zamku Kliczków. Lubimy zwiedzać tutejsze zamki. W...