I pojawiła się Ona

 Jak w naszym domu pojawiła się panna Zuzanna.




Oj to dopiero było. Nasza kruszynka rosła sobie sama samiusieńka. Bardzo był smutny z braku rodzeństwa. Nigdy nie ukrywaliśmy z mężem, ani rodziną, że Norbert jest adoptowany. Pamiętam słowa pani psycholog  na zajęciach w Ośrodku Adopcyjnym: " lepiej opowiedzieć historię jego pojawienia się w waszym życiu, nie ukrywanie tego przed dzieckiem niż potem ból, rozpacz, ucieczka, bunt itp." Zresztą nasz koliberek  gdy było mu smutno, albo gdy chciał poprzytulać się przychodził do nas do łóżka i prosił:" mamusiu opowiesz mi jak to było, jak chciałaś córeczkę , a masz mnie." Uwielbiał ta historię. Zawsze się śmiał, a ja mu mówiłam: " jesteś moim serduszkiem i prezencikiem, dziękuję kochanie ,że wybrałeś nas na swoją rodzinę. KOCHAM CIĘ NAJBARDZIEJ NA ŚWIECIE. Jesteś cały mój. Od włoska na głowie, po pazurek u stópki." Oj jak on wtedy się śmiał. Przytulał się swoim szczuplutkim, a wręcz kościstym ciałkiem. Pachniał tak słodko. Takim dzieckiem. Boże jak mi tego brakuje. No , ale wróćmy do naszej Zuzi. Tak jak powiedziałam, nie udało nam się mieć więcej dzieci. Prosiliśmy OA o kolejnego małego, słodkiego bobaska. Tylko, że zawsze było nam coś nie pisane. A to my w szpitalu, a to kolejna operacja, a to niemowlę z  wadą itp. Ośrodek nie za bardzo chciał nam dać kolejne małe dziecko. Norbert rósł. Czas leciał, a on nie przestawał marzyć o rodzeństwie.. Chciał siostrę. Nie brata. Miała być duża, taka z którą mógłby się bawić. AAAA i ma być blond dziewoją o kręconych włoskach, niebieskich oczach, dołkach w policzkach. I najważniejsze... ma mieć na imię Zuzia. W tym czasie przechodziliśmy dość intensywnie  rytmikę, taniec, śpiew i ulubiona piosenką była " Zuzia, lalka nieduża." Tak więc takie marzenie była naszego krasnoludka. Mówię do niego: - Misiek, a jak ty to sobie wyobrażasz ? Przecież ja nie mogę mieć dzieci. A do tego Ty chcesz mieć dużą siostrę?
- Mamo, no jak skąd? Z Domu Dziecka. Skąd mnie wzięłaś!!! - i ogromny uśmiech pojawił się na twarzy młodego człowieka.
No, niby proste i tak oczywiste. Ale czy na pewno? No jak Kurczę, czy nam dadzą? A jakie duże? Czy my podołamy? Czy  takie duże będzie chciało być z nami? Milion pytań od razu w głowie matki. Męczył nas codziennie: mamo kiedy ? mamo kiedy pojedziemy do cioci Kasi?
Dyskusja trwała parę dni, aż wreszcie zapadła ostateczna decyzja. Umówiliśmy się na odwiedzinki w ośrodku. Norbuś przeszczęśliwy opowiedział o swoim marzeniu. Kasia wysłuchała  prośby malca, potem spojrzała na nas - i co moi mili? Jak wy na to zapatrujecie się? My będziemy bardzo szczęśliwi ,że kolejny malec znajdzie dom.
-Tak Kasiu, zgadzamy się. Po to tu przyjechaliśmy. Norbert nie da nam żyć. Zresztą nie chcemy aby był sam. Tylko musi to być dziewczynka no i tak do 5 lat.
Kasia spojrzała na nas badawczym wzrokiem, uśmiechnęła się do nas i powiedziała: - w takim razie wszystko załatwione. Myślę, że długo nie będziesz musiał czekać na swoją wymarzona siostrę Norbusiu.
Nasz syn uściskał Kasię, klaskał i cieszył się jak nigdy. Poprosił jeszcze o jedno:
ciociu czy mogę zobaczyć swoje łóżeczko, w którym spałem jak byłam u was?
Kasia wstała, uchwyciła jego malutką, drobną rączkę i powędrowali do innego pokoju. Chwilę ich nie było. Ja i Jarek siedzieliśmy w pokoju na ostatnim piętrze spoglądając na panoramę Karkonoszy. Żadne z nas się nie odzywało. Każde z nas myślało o swoim życiu, o tym co będzie, o tym że po raz któryś nasze życie się zmieni. Jakie będzie? Czy damy radę? Z tych myśli wybudził nas Misiek, który w podskokach wrócił z wizytacji.
-mamo ,mamo wiesz widziałem swoje łóżeczko i pokoik, i są inne dzieci.- był bardzo podekscytowany, szczęśliwy. Przytulił się do mnie z całych sił - mamusiu kocham cię bardzo, ale to bardzo mocno.

Wróciliśmy  do domu bardzo szczęśliwi, ale tez zmęczeni natłokiem myśli. Decyzja podjęta. Koniec kropka. Minęło może z 2 miesiące od naszego spotkania w OA. Nie było dnia w tym czasie aby Koliberek nie pytał czy dzwonił telefon i czy już znaleźli siostrę. Aż znowu zadzwonił. Serce bilo tak samo szybko i mocno jak za pierwszym razem. W telefonie odezwał się znajomy glos Kasi.:- hej kochani, co tam u was słychać? Jak tam? Czekacie na ważną wiadomość?
Ja z drżącym głosem odpowiadam:- tak Kasiu, czekamy. Norbi pyta się o siostrę każdego dnia. Nie mów ,że już ją znalazłaś?
- Tak kochani. Jest. Śliczna, mądra, pełna życia pięciolatka. Czy chcecie ja poznać?
Az nas wryło w ziemię. To już??? Jak? No oczywiście jak zwykle przecież jeszcze nie jesteśmy gotowi. No  jak zwykle my i nasze zwariowane życie. Nie ma co planować. Trzeba brać je jak leci. My właśnie się wprowadzili do nowego domu. Nasza babcia odeszła do nowego świata. ( a tak chciała poznać wnusię). Przepraszam. Był przygotowany pokój dla siostry.  Cały różowy ( kolor wybierał Norbert).. Mebelki były identyczne jak w pokoju miska - różniły się kolorem . Zgadnijcie jakim? Norbert niebieskie - Zuzia różowe. HAHAHAHAAH. Łóżko miała sobie wybrać już Zuzia jak będzie w domu. Najlepiej takie księżniczkowe.  Więc tak. Byliśmy przygotowani mniej więcej. Mój syn psychicznie już dawno. My musieliśmy przyspieszyć swoją gotowość. Na pierwsze spotkanie pojechaliśmy razem z Kasią do jej domu. Ręce miałam całe mokre. To była środa, środek tygodnia. Wzięliśmy urlop. Norbert został u swoich przyszywanych dziadków. Spotkaliśmy się najpierw na parkingu, w umówionym miejscu.  Chwila rozmowy, rozładowanie napięcia 
( aczkolwiek nic nie pomagało). I wreszcie  nadeszła ta niezapomniana chwila. W drzwiach pojawiła się malutka iskierka. Burza loków, nieuczesanych, uśmiech od ucha do ucha, dołki w policzkach, zadarty nosek. Koszulka w jasnych kolorach i spodenki. Nie bała się. Przytuliła do mnie i do Jarka. Od razu podjęła rozmowę. Była otwarta, bardzo gadatliwa. Głos nieco skrzeczący, donośny. Oprowadziła nas po swoim pokoju, poczęstowała ciastem. My przywieźliśmy jej książeczkę i lalkę ( taką trochę jak ta Zuzia, szmaciana lalka), którą wybrał misiek. Przedstawiła się nam. 
-Mam na imię Zuzia i mam 5 lat.- i co o tym wszystkim myślicie? Czy to zrządzenie losu? Czy może nasi aniołowie nam tam na górze pomagają. Ja w to wierzę. I to bardzo. Ostatnimi czasy jeszcze bardziej, ale o tym opowiem innym razem.
Spotkanie przebiegło trochę sztywno , baliśmy się, denerwowali, nie wiedzieli jak mamy się zachować. Jednak zaiskrzyło. Dostaliśmy od Zuzi jej zdjęcie abyśmy mogli je pokazać Norbusiowi. Była również zadowolona, że w jej życiu pojawi się brat. Takich spotkań, ale już z synkiem było kilka. Raz u nas, raz u niej. Chcieliśmy aby przejście było łagodne. Aby się do nas przyzwyczaiła. Tak minęło pół roku. Nadeszły ferie i wtedy postanowiliśmy iść na całego. Przyjechała do nas już na zawsze. I tak pozostała z nami. Następnym razem opowiem Wam jakie były nasze początki i z jednym i drugim. Nie było i nie jest łatwo. Każde z dzieci przeżyło swoje. Każde z nich boryka się z różnymi problemami. Z niektórymi dawaliśmy sobie radę. Inne nas pokonywały. Czasem było łatwo. Czasem cholernie trudno. Jednego dnia śmialiśmy się do rozpuku, że aż nas brzuchy bolały. Innego dnia płakałam całą noc, nie potrafiąc zrozumieć dlaczego. I nadal tak jest. Choć teraz boli najbardziej, musimy uczyć się na nowo żyć.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zamek 🏰 Kliczków

Ostatni weekend kwietnia spędziłam wraz z przyjaciółką w cudnym miejscu. Wybrałyśmy się do Zamku Kliczków. Lubimy zwiedzać tutejsze zamki. W...