Październik jest cudowny. Pełno słońca i ciepełka. Kolory ziemi mienią się w odbiciu światła. Góry wyglądają przecudnie. Za oknem nie tylko szarość pól , lecz barwy złotej jesieni. Aż chce się żyć!!!! Chce się brać to nasze codzienności garściami!!!Co prawda dni uciekają okropnie. Dopiero co był poniedziałek , a tu już kolejny i kolejny. Nie wiem czy tak jest u wszystkich, ale mnie czas strasznie pomyka. Więc chciałabym z niego korzystać na maksa.
Nawet droga do pracy jest pełna magii świata. Po drodze mijam zawsze stadko sarenek i jelonków. Gdzie nie gdzie czaple lub bociany spacerują po polach. Boćki to oczywiście w okresie letnim. Jadąc do przychodni mijam Górę Górzec , a w drodze powrotnej spoglądam na moją wioseczkę i Pogórze Kaczawskie. Cudne te nasze tereny. Hmm ja naprawdę się starzeję.
Nasza nowa przychodnia piękna jest. W rejestracji mamy duże okno z widokiem na Kalwarię. Wszędzie jasno, ciepło i bardzo miło. Nawet nasz personel specjalistyczny uprzyjemnia nam naszą pracę. Od pani kosmetolog Wiktorii dostałyśmy cudny pakiecik na pierwszą wizytę . Było milutko, odprężająco i dostarczyło wiele cennych informacji na temat pielęgnacji twarzy .Jeżeli macie ochotę na skorzystanie z usług profesjonalnej opieki kosmetycznej to zapraszamy. Oprócz tego pani podolog dopieści wasze stópki , a pan Artur zajmie się ciałem ( icoone, masaż w czekoladzie, masaż limfatyczny). Ja , jako położna zapraszam wszystkie panie i duże i małe ,iw ciąży i po porodzie , w okresie post menopauzalnym. Wspólnie ustalimy plan opieki. Będzie można skorzystać z mobilizacji blizny pooperacyjnej ( suche igłowanie, masaż, tapping czy podanie tropokolagenu). Ćwiczenia w ciąży , masaż ciężarnej i wiele wiele innych fajnych zajawek.
W październiku na jaworski Rynek zagościły żarciowozy. Niestety akurat pogoda nie dopisała. Jednak chętnych zawsze jest pełno. Nie straszna im ulewa ani wiatr. Najbardziej z tego to korzysta młodzież.
Ja za to dostałam przecudny prezent od pana Michała Burdy ( znaleźć można go na FB ). Stworzył on dla mnie mojego prywatnego anioła. Cały drewniany. Moja kochana rodzinka. Nawet mój mężuś został odpowiednio uchwycony poprzez swoja łysinkę. Kocham anioły, kocham drewno, więc wszystko pasuje.
Jak co roku , tak i tegoż nie mogliśmy sobie darować i nie pójść na kabareton, który odbył się w Lubinie. No oczywiście brzuch bolał mnie przez cztery godziny i jeszcze w drodze do domu. W tym roku był prowadzony przez Kabaret Nowaki i słynną Krystynę. No jak jej nie kochać. Wszyscy dali popis swoich umiejętności. Nowy program był wyśmienity. Już są zapisy na kolejna edycję i już mam chętkę na niej być.
Jesień w ogrodzie jest kolorowa. W tym roku wszystko się rozbujało. Tyle kwiatów i drzew urosło. Ogród zmienia się z każdym rokiem. Nawet tuje, które posadziliśmy jako pojedyncze malutkie krzaczki osiągnęły ponad dwa metry wysokości i były cięte nie raz. Teraz siedzę sobie na tarasie i nas nie widać. Z parteru ja nie mam już podglądu na wzgórze rzepakowe . Pozostaje balkon z cudnym widokiem. Szkoda będzie się rozstawać z kolorowym rajskim sadem. Moje ptaszki, motyle i inne stworzonka poszły spać.Liście powoli opadają , trawy jeszcze bardziej szumią niż zwykle. Zaczyna się okres hibernacji . Powoli drepczemy w czas białego puchu ( i oby był, chociaż troszeczkę). Wtedy rzepakowe wzgórze zamienia się w krainę jak z baśni. Pamiętam jak jechaliśmy z Norbciem do szpitala i tak bardzo chciał aby po jego powrocie spadł śnieg:
Jak co roku , tak i tegoż nie mogliśmy sobie darować i nie pójść na kabareton, który odbył się w Lubinie. No oczywiście brzuch bolał mnie przez cztery godziny i jeszcze w drodze do domu. W tym roku był prowadzony przez Kabaret Nowaki i słynną Krystynę. No jak jej nie kochać. Wszyscy dali popis swoich umiejętności. Nowy program był wyśmienity. Już są zapisy na kolejna edycję i już mam chętkę na niej być.
Jesień w ogrodzie jest kolorowa. W tym roku wszystko się rozbujało. Tyle kwiatów i drzew urosło. Ogród zmienia się z każdym rokiem. Nawet tuje, które posadziliśmy jako pojedyncze malutkie krzaczki osiągnęły ponad dwa metry wysokości i były cięte nie raz. Teraz siedzę sobie na tarasie i nas nie widać. Z parteru ja nie mam już podglądu na wzgórze rzepakowe . Pozostaje balkon z cudnym widokiem. Szkoda będzie się rozstawać z kolorowym rajskim sadem. Moje ptaszki, motyle i inne stworzonka poszły spać.Liście powoli opadają , trawy jeszcze bardziej szumią niż zwykle. Zaczyna się okres hibernacji . Powoli drepczemy w czas białego puchu ( i oby był, chociaż troszeczkę). Wtedy rzepakowe wzgórze zamienia się w krainę jak z baśni. Pamiętam jak jechaliśmy z Norbciem do szpitala i tak bardzo chciał aby po jego powrocie spadł śnieg:
-Mamusiu jak myślisz? Bedzie w tym roku padał śnieg?
- Nie wiem kochanie. Jednak patrząc na ubiegłe lata zawsze udawało nam się pojeździć na sankach i ulepić bałwana.
- Oj jakby było fajnie. Już będę po operacji i będę mógł znów szaleć z Zuzią na śniegu.
-Mam nadzieję synku , że dojdziesz do siebie szybko i będziemy mogli skorzystać z zimy.
Niestety los zadrwił z naszych planów. Za to 20.01.2022 r w dniu jego pogrzebu śnieg pokrył ziemię , a moją zapłakaną twarz łaskotały ogromne płatki śniegu. Zima nadeszła. Piękna, mroźna, biała. Nie dla niego, nie dla mnie. Jednak nie tyle grudzień co styczeń zawsze dostarczy naszej przestrzeni zimowej scenerii.
Nawet moje sąsiady przychodzą odwiedzić Norberta. Co jakiś czas baranki mojej koleżanki urywają się ze swojej chałupki i spędzają dzień na gigancie. Nie są groźne, raczej to takie przylepy , które potrzebują dużo miłości i kiziania miziania. Są po prostu urocze.
W październiku to i moja kochana młodzież cieszyła się z dobroci pani jesień. Najpierw starsza pojechała na trzy dniową wycieczkę do Warszawy, potem młodsza do Poznania, Gniezna i Torunia , po tygodniu kolejna tygodniowa przerwa - zielona szkoła. Noż to szok. Tyle dobroci na raz?!!! A ja niestety praca, praca, szkolenie i chałupka. Dzieci teraz maja bardzo dobrze. Korzystają z wszystkiego na maksa. Obie panny bardzo zadowolone. Jeżeli chodzi o zwiedzanie to szybko, intensywnie, dużo informacji. Nie było czasu na głupoty. Zielona szkoła to wypad w Karkonosze , z dala od atrakcji miejskich, w dziczy. Więc atrakcje typu łażenie po górkach, paintball, park linowy, gry terenowe, wyjazd do Huty Szkła, integracja z klasą. I to tez było super. Zmęczone, ale bardzo szczęśliwe powróciły na łono rodziny. Teraz już chyba dłuższa przerwa od wyjazdów szkolnych. Zwłaszcza , że starsza już powoli szykuje się do egzaminów ósmoklasistów.
W domu nastały jesienne dekoracje. Chociaż w tym roku bardzo późno. Jakoś nie miałam czasu ani weny. Naprawdę czas zapitala za szybko. Dużo wzięłam na siebie w tym roku, ale chcę po domykać parę spraw i z nowym rokiem ruszyć z kopyta. Koniec października to covidek. Niestety załapałam się i ja. Tyle czasu mnie omijał. Przynajmniej takie mam wrażenie , bo nie miałam wcześniej żadnych objawów chorobowych. Za to teraz - masakra. Nie obyło się bez antybiotyku i leżenia w łóżeczku na L4. W szoku jestem bo ze sto lat nie byłam na zwolnieniu na siebie, przeważnie to na dzieci . No cóż choroba nie wybiera. Śmieję się, że moje miastowe wirusy już się przystosowały ,a teraz dostałam nowe, silniejsze bo wioskowe. Wróciłam już do formy i mogę znowu działać. Leniuchowanie nie jest dla mnie. Muszę coś robić. W tej mojej chorobie pomagała mi moja psiapsi. Zawsze wtulona we mnie i kocyczek. Dziewczynki chyba ominęło bo były w tym czasie na wycieczkach, ale jak tylko powróciły do domu to razem ze mną leniuchowały w piżamach przy popcornie i filmach. No i czasami tez to jest potrzebne.