Wystawa Klimta we Wrocławiu

W grudniu wybrałyśmy się z przyjaciółkami do Wrocławia na babski wypad. Ogólnie to sprawiłyśmy sobie urodzinowe spotkanie. Każda z nas akurat jest grudniowa więc taki prezencik sobie zafundowałyśmy. Pogoda co prawda nie służyła nam, ale nie ma co narzekać. Pogoda zawsze jest dobra tylko trzeba odpowiednio się ubrać. Wiało i lało jak z cebra, ale samopoczucie było na maksa pozytywne. Pierwszy punkt na naszym planie to wystawa Klimta przy Hali Stulecia. Jeżeli ktoś nie był nigdy na takim pokazie to polecam z całego serducha. To wielo zmysłowość na najwyższym poziomie. Wystawa dzieł Klimta wita nas przy samym wejściu. Każdy obraz zaopatrzony jest w krótką historię jego tworzenia. Sam malarz wita nas w progu galerii. Znajdują się tu kopie malowideł , które każdy z nas zna. Potem przechodzimy do ogromnej sali gdzie zaczyna się magia. Ruchome obrazy , które zmieniają się , opowiadając historię. Leżąc na pufach możesz delektować się sztuką przez duże S. My tak spędziłyśmy ponad godzinę czasu odpływając w marzeniach i totalnie luzując. Następnie trafiliśmy do pokoju z okularami VR i to dopiero był odlot.Tam przeniosłyśmy się do środka obrazów. Mogłyśmy oglądać je
wzdłuż i wszerz. Siedząc wygodnie w fotelach miałaś wrażenie ,że latasz balonem i wszystko możesz dotknąć i zobaczyć z bardzo bliska. Na koniec został nam sklepik z pamiątkami dotyczącymi  pana Klimta.


















 Gdy znów do Wrocławia zawita podobna wystawa na pewno skorzystam z tej atrakcji. Bardzo lubię tego typu wystawy. Warto od czasu do czasu się odchamić i spojrzeć na świat innymi oczyma. Uczymy się przez całe nasze życie i gdy trafia nam się super okazja to skorzystajmy. Jak powtarzam sobie co dzień: dziś jest dziś , jutra może nie być. Cieszmy się chwilą, bo tylko ona jest tak naprawdę. 

MIŁEGO GRUDNIA!!!!

Moje urodziny

Moje urodziny w tym roku były bardzo wesołe. Dziewczynki się mocno napracowały i sprawiły mi ogromna radość. To był istnie królewski dzień. Zaczął się już wczesnym rankiem , gdzie przywitały mnie moje dwa szkraby z karteczkami w ręce. Musiałam jedną z nich wylosować i dostosować się do jej zawartości. Pierwsze zadanie to czy chcę już zacząć świętować przed praca czy po? No oczywiście po pracy , na spokojnie, bez spiny.


I tak tez uczyniły moje gwiazdy. Po powrocie z pracy stały we dwie w kuchni i szykowały dla mnie torcik. Był przepyszny, czekoladowy z owocami w środku. Na stole stały prezenty od mojego męża i dziewczynek. W pracy również otrzymałam podarunki od moich koleżanek.  Od każdego dostałam to o czym marzyłam. 



Kolejna atrakcja jaka mnie czekała (po wylosowaniu karteczki) to pokaz śpiewu i tańca w wykonaniu panienek. Program artystyczny był baaardzo bogaty. Kolejną niespodzianką było ubranie się w kolory , które zaproponuje jubilat. Wypadło na kolor niebieski - mój ukochany.



Kolejna niespodzianka to pobyt w salonie fryzjerskim. Tu wzięły mnie w swoje ręce i ciągły na dwie strony. Dobrze , że lubię jak mi się grzebie w głowie. Jarek tak się z nas śmiał. Nawet Lunka była zazdrosna i dziewczynki musiały ja tez wyczesać. Po atrakcjach w salonie pań fryzjerek wylosowałam studio tatuażu, a że chciały we dwie to dostałam dwa tatuaże na przedramieniu z henny. 

Następna atrakcja trochę mnie przeraziła , bo musiałam mieć zasłonięte oczy i próbować ich wynalazków. Jednak nie było źle. Wszystko było zjadliwe i pochodziło z naszej lodówki. 

Na koniec dnia otrzymałam godzinny masaż w kremie migdałowym całego ciała ze szczotkowaniem i muzyką relaksacyjną , a po kolacji kąpiel w kulkach do kąpieli. No cóż ...to były najlepsze urodziny EVER.
 

Z wizytą w Gdańsku i Sopocie

  Będąc na Wybrzeżu Gdańskim jak nie odwiedzić tutejszej stolicy. To było moje marzenie. Myślałam, że pojedziemy na Jarmark Bożonarodzeniowy...