Wrzesień przyszła niespodziwanie

Wrzesień, wrzesień to już jesień. Jarzębinę w koszu niesie. No początek miesiąca zapowiedział się istnie letnio. Niestety później przyszło to gorsze, czyli ulewy!!!!!  I powódź. Przypomniały mi się te okropne czasy z 1997 r i tamtejszą powódź. Wiecie , wtedy właśnie brałam ślub. Co prawda był to tylko cywilny i praktycznie bez gości ( moi rodzice, babcia, siostra i Jarka rodzice, babcia i siostra z mężem jako świadkowie) , to jednak dla nas duże przeżycie. Parę tygodni wcześniej zabrano mojego oblubieńca na ewakuację Wrocławia, potem Ścinawy. Nie widzieliśmy się wcale. Telefonów tez wtedy nie było. Były zarezerwowane wczasy nad morzem, z którymi tez był problem. Ludzie , którzy mieli wracać nie mogli się wydostać bo fala na Odrze spowodowała zamknięcie dróg , a my, którzy chcieli pojechać tez  mieli zamknięte dojście. Gdy wrócił do domu to fala ogarnęła Jawor i trzeba była pomagać przy workach z piaskiem. Mój mąż był zawsze szczupły i wysoki , ale gdy wrócił wyglądał jak nieboskie stworzenie.  Mundur wisiał na nim przeraźliwie. Mógł owinąć się dwa razy. Blady, zmęczony, niewyspany, rozczochrany. Garnitur do ślubu wyglądał jakby wisiał na manekinie. Nieważne ... najważniejsze ,że wrócił cały i zdrowy , że wreszcie się pobierzemy. 02.08.1997 zawarliśmy związek małżeński w Urzędzie Stanu Cywilnego w Jaworze na tle worków z piaskiem. Było cudownie!!! I niech tak nadal trwa. 
Ale nie o tym mowa. Wrzesień to początek roku szkolnego i babiego lata.


Jeszcze ciepełko dawało znaki i pozwoliło skorzystać z basenu. W tym roku był eksploatowany na maksa. Nawet koleżanki dziewczynek skorzystały z wodnych atrakcji. Noce też były ciepłe , więc nie schłodziło wodę tak bardzo. Młodsza ubierała piankę , a starszej wiecznie gorąco.  

Mała praktycznie nie wychodziła z wody. Gdy bardzo jej było zimno to przychodziła zagrzać się do jacuzzi. Tak bardzo jej podoba się pływanie i nie dawała za wygraną. W tym roku powiedziała ,że musi się nauczyć pływać. I powiem Wam ...jest już blisko. Resztę dokształci podczas nauki pływania na krytej pływalni z instruktorem. 
Początkiem września zaczęliśmy się szykować do opuszczenia starej przychodni i przeprowadzki do nowego ośrodka. Dużo pracy , ale efekt jest mega fantastyczny.  Wszystko dopracowane na tip top. Nowe miejsce pracy to przestrzeń, jasność, świeżość i nowy sprzęt. Teraz tylko organizacja tego jak ma funkcjonować i będzie git.
We wrześniu nadal męczę się z nadmiarem tkanki tłuszczowej i nawet mi szło aż do momentu kolejnych zaburzeń w rytmie dnia. Po pierwsze nad godziny spowodowane przeprowadzką do nowego ośrodka. Po drugie trzy dni szkolenia od rana do wieczora we Wrocławiu. Po trzecie , doszedł mnie stresik związany z egzaminem na specjalizację. Uczę się non stop , ale wiecie sami jak to jest. Człowiek zawsze jakoś to mocno przeżywa. Zresztą ja należę do osób bardzo mocno przeżywających tego typu akcje.Mam nadzieję , że wszystko uda się zaliczyć i od października będę mogła przejść na inny lewel.
Nawet udało się mojemu mężowi postawić moje twarzyczki. Naprawdę są cholernie ciężkie!  Pomogli sąsiedzi i bardzo im dziękuję , bo nie wiem jak długo leżałyby sobie w moim ogrodzie. Teraz czas na nasadzenia i kamień ozdobny, a i oświetlenie. Bedzie bosko!!!!

Koniec sierpnia ,a dokładnie 31.08. to urodziny mojego koliberka. Zawsze będę obchodzić ten dzień!!! On jest razem z nami. Zawsze i wszędzie i to się nie zmieni!!!  Urodziny obchodziliśmy dzień później , bo Sara tego dnia była na wycieczce ze szkoły , którą wygrali jako najlepsza klasa - Suntago Park. Musieliśmy zaczekać na nią , bo ona także chciała w pełni uczestniczyć w urodzinach Norbcia. Był jego ulubiony tort Tiramisu, kwiaty na grobie i wspólna modlitwa. Wiecie ...mój misiu miałby już 17 lat?!!! Nie mogę w to uwierzyć. Czasami tak siedzę i myślę, bardziej zastanawiam się jak On by wyglądał? Co by robił? Co by słuchał.  Czy w naszym domu pojawiły się dziewczyny , za którymi by spoglądał życzliwym okiem. Dzieci dorastają, za szybko, bardzo za szybko. Idąc drogą, lub będąc w przychodni spotykam  młodzież z jego klasy i znajomych. Szok jak oni wydorośleli, zmienili się wizualnie, spoważnieli. Obserwując ich wyobrażam sobie moje dziecko. Tak bardzo tęsknię!!! Tak bardzo pragnę Go usłyszeć, przytulić, spojrzeć w te niebieskie oczy i usłyszeć ten męski głos. Cieszę się , że w naszym domu zamieszkały te dwa trzpioty: Zuza i Sara. Bez nich byłoby ciężko, smutno, beznadziejnie. Kocham tę moją trzodę. Dziewczyny jak to dziewczyny gadają jedna przez drugą, stroją się, przekomarzają i plotkują. Starsza to już pannica, która dzięki młodszej otwarła się na świat i dom. Zaczęła rozkwitać jak piękny kwiat.Sara to przytulas tatusia. Nie ma chwili aby mu nie wparowała na kolana i ściskała z całych sił. Widać w jej oczach spokój, błogość i miłość. Wiecie jak miło patrzeć na to wszystko?! Na ten ruch w naszym domu. Kocham ten nasz harmider, bałagan i życie w pośpiechu. Proszę tylko tych w Niebie o zdrowie i bezpieczeństwo , a wszystko inne się jakoś poukłada.







Nawet randka z mężem nam się udała we wrześniu. Jak zwykle wybraliśmy się do naszej cudownej miejscówki , czyli Gulusiowej Izby. Widoki zapierają dech w piersi ,a i strawa powoduje łoskot podniebienia. Tutaj o każdej porze roku jest cudownie. Gdy pogoda sprzyja można zasiąść z grzańcem na zewnątrz i wchłaniać całym sobą klimat Pogórza Kaczawskiego. Tutaj się rozleniwiam i ciężko jest  wrócić do realiów. Mogłabym tu zamieszkać. Na takiej górce, z takim widokiem. Chociaż moje wzgórze tez jest magiczne. 


 

W nowym ośrodku mam piękne widoki na Górę Górzec. Dookoła pełno zieleni, duże okna, przestrzeń. Naprawdę ta nasza gmina jest cudowna. Zakochałam się w niej od pierwszego wejrzenia, jeszcze kiedy mój chłopak ( czyli mąż) przywoził mnie tu do swoich dziadków. Teraz moje marzenia o zamieszkaniu na wzgórzu zrealizowało się i jestem bardzo szczęśliwa. Naprawdę to moje miejsce na ziemi. Czy tylko tu zostanę do śmierci ? Hmm nie wiem. Może ten dom dostaną dziewczynki , a my ze staruszkiem wyjedziemy nad morze. To drugie miejsce na ziemi gdzie chciałabym zamieszkać.



24 września to urodziny Zuzy. W tym roku moja gwiazda kończy 14 lat. Pamiętam jak pierwszy raz pojawiła się u nas. Burza włosów, dołki w policzkach i wielkie niebieskie oczy. Miała wtedy 5 lat, a tu proszę jaka panna!!! Dziewczynki bardzo się ze sobą zżyły. Sara nie mogła się doczekać aby dać prezent siostrze. Zuzia w tym czasie była na trzydniowej wycieczce po Warszawie ze szkoły. Młodsza zabrała nas na shopping i z własnego kieszonkowego kupiła parę drobnostek dla siostry. Ta za to pamiętała o Calineczce i przywiozła jej pamiątkę ze stolicy w postaci różowego flaminga. Ile radości i u jednej i u drugiej.  Prezenty były udane! W sobotę spędziliśmy na wspólnym biesiadowaniu przy snickersie. Do szkoły Zuza sama upiekła czekoladowo- bananowe mufinki , a przy okazji w tym dniu odbyły się sesje zdjęciowe : klasowe i indywidualne. I tak dzień minął w pełnym słońcu z uśmiechem na twarzy.





Dobrze mieć takiego faceta jak mój mąż. Jest naprawdę kochany. Zawsze i wszędzie mogę na niego liczyć. Ogarnia dom, gotowanie, zakupy i ogród. Pomaga w lekcjach dziewczynkom. No i pomaga mi!!! Nie tylko w domu ,ale tez jak widać na załączonym obrazku w mojej pracy. Taka moja złota rączka. To jest tylko chwilowe. Nie myślcie sobie , że tak będzie na stałe. Oj nie!!! Teraz kiedy jest na emeryturze i nudzi mu się w domu to jest pod ręką. Jednak już nie długo chce wrócić do żywych i iść do pracy. Jak twierdzi ma już dosyć gderania trzech bab. No trudno. Trzeba będzie wrócić do rzeczywistości, ale co było miło to było. Bardzo nam pomógł. Ogarnął kawał dobrej roboty.



Tak jak mówiłam, moja panienka, a nawet dwie uczęszczają na lekcje nauki pływania. Obie szczęśliwe. Obie zdeterminowane w zdobyciu celu. Młodsza nawet chce spróbować swoich sił na mikołajkowych zawodach. Trzymam kciuki. Jest tak samo uparta jak młody. Naprawdę to 90% KOLIBERKA i 10% Sary.  Czasami to aż mnie dreszcze przechodzą. Przekora i pyskowanie to Sara  hehehe.


Tutaj trzydniowy kurs z opieki okołoporodowej organizowanej przez Spasja Wrocław. Cudowni instruktorzy, super organizacja, mega doświadczenie i wspaniałe kobitki, które tak jak ja pragną zdobywać umiejętności i wiedzę. To wszystko robię aby rozkręcić u nas w gminie opiekę położniczo -ginekologiczną. Pragniemy otworzyć szkołę rodzenia, pomoc uroginekologiczną, masaż dla kobiet w ciąży, chusto noszenie, joga, pierwsza pomoc, doradztwo laktacyjne. Mam nadzieję ,że to nam się uda i spełnię swoje kolejne marzenie.  Kursy mam aż do przyszłego roku. Jest to cały duży panel. Fajna sprawa. Mam nadzieję , że nasze kobitki z gminy się przekonają i będą korzystać z naszych pomysłów.




Na chwilę obecną mogę opracować ranę pooperacyjną poprzez masaż, tapping, suche igłowanie czy tropokolagen.Zapraszam chętnie panie do kontaktu. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wrzesień przyszła niespodziwanie

Wrzesień, wrzesień to już jesień. Jarzębinę w koszu niesie. No początek miesiąca zapowiedział się istnie letnio. Niestety później przyszło t...