Bo w lutym jest miłość... tak i to pełna. To Dzień Zakochanych i urodziny mojego mężusia. To czas kiedy pada śnieg i można poczuć smak zimy. Cudowny krajobraz i kocykowanie przy blasku świec. Ciepła kawusia, spokojna muza ii książka w ręce. Takie chwile to ja kocham. Po drodze do pracy w Bolkowie podziwiam drzewa , które są oblepione białym puchem.
Mroźno i ciemno. Tak jak lubię. Zmarznięta wracam do swoich pieleszy aby przykucnąć przy kominku i podrapać po brzuszku moją Lunkę.
Ona też kocha biały sezon. Nie straszny mróz i zawierucha. Lubi łapać spadające gwiazdki z nieba i noskiem poryć w śnieżnych zaspach. Nasze wzgórze staje się magiczne, a dzieciaki mimo już wieku nadal czerpią radość z lepienia bałwana, rzucania się śnieżkami czy śmigania na sankach.
Nasza Sarunia pokochała nasz dom i nas. Bardzo często otrzymuję od niej liściki , w których okazuje swoją miłość do nas. Dużo rysuje i powiem że bardzo ładnie. Zdarza się jej rysować nas - rodzinę. Ujmuje nawet Norberta, chociaż go nie znała. Często o nim mówi , pyta o niego jaki był , co lubił , czym się interesował. Gdy jestem smutna, mam gorsze dni przychodzi do mnie i wtula się tymi swoimi chudymi szkitkami dosłownie tak jak on. I tak jak On szepcze mi do ucha: "Mamuś nie płacz, będzie dobrze..." Jest cudownym szkrabem. Nawet nie myślałam ,że tak uda nam się zaprzyjaźnić. Dziecko po wielu traumach , już tak dorosły człowiek, z bagażem różnych doświadczeń pokocha nas i ten dom. Dojrzewa i oczywiście są zgrzyty jak to w każdym domu. Jednak jak na razie udaje nam się zażegnać wszelkie konflikty. Ona wie , że u nas się nie krzyczy lecz rozmawia , że się nie kłamie , a najgorsza prawda jest lepsza od najlepszego kłamstwa. Stała się bardziej spokojna, opanowana. Jest jeszcze problem z nauką , ale myślę , że i z tym sobie poradzimy. Już nie długo jedziemy na zakończenie procedury wszczepienia implantu ślimakowego więc może po tym ruszy z kopyta. Oby tak było. Chciałabym aby te moje robaczki dały sobie w życiu radę. Były samodzielne i samowystarczalne, ale przede wszystkim szczęśliwe i spokojne.
Jeżeli chodzi o widoki jakie mienią się każdego ranka podczas podróży do pracy to istny szok. Codziennie mogłabym się zatrzymywać i chłonąć te bajkowe obrazy. Życie naprawdę cudem jest i właśnie te małe rzeczy sprawiają , że nasz byt jest lżejszy i daje się go unieść na swoich barkach.
Luty minął na spotkaniach jak zwykle z psiapsi i wypadziku do Smaki Esty, które za każdym razem porywają mnie swoim smakiem. Co jakiś czas zmienia się u nich karta menu i zawsze ich dania to strzał w dziesiątkę. Istne delicje.
Luty to także urodziny tatusia. Obie córeczki przygotowały niespodzianki. Były prezenty, słodki poczęstunek i pokaz tańców. Były miłe słowa i przytulańce. Było ciepło , słodko , szczęśliwie. Luty pełen niespodzianek i pysznych kalorii. No bo jeszcze trafił nam się tłusty czwartek i jak wiadomo nie wolno odmawiać pączkowi. W tym roku skromnie - zjadłam tylko dwa. Były kupne , ale jak smaczne. Trafiły mi się z czekoladą i różą. W domu tatko puścił wodze fantazji i dorzucił z bitą śmietaną, pistacją i toffi. U nas same chudzielce więc im nie zaszkodzi. Do następnego razu.
Ona też kocha biały sezon. Nie straszny mróz i zawierucha. Lubi łapać spadające gwiazdki z nieba i noskiem poryć w śnieżnych zaspach. Nasze wzgórze staje się magiczne, a dzieciaki mimo już wieku nadal czerpią radość z lepienia bałwana, rzucania się śnieżkami czy śmigania na sankach.
Nasza Sarunia pokochała nasz dom i nas. Bardzo często otrzymuję od niej liściki , w których okazuje swoją miłość do nas. Dużo rysuje i powiem że bardzo ładnie. Zdarza się jej rysować nas - rodzinę. Ujmuje nawet Norberta, chociaż go nie znała. Często o nim mówi , pyta o niego jaki był , co lubił , czym się interesował. Gdy jestem smutna, mam gorsze dni przychodzi do mnie i wtula się tymi swoimi chudymi szkitkami dosłownie tak jak on. I tak jak On szepcze mi do ucha: "Mamuś nie płacz, będzie dobrze..." Jest cudownym szkrabem. Nawet nie myślałam ,że tak uda nam się zaprzyjaźnić. Dziecko po wielu traumach , już tak dorosły człowiek, z bagażem różnych doświadczeń pokocha nas i ten dom. Dojrzewa i oczywiście są zgrzyty jak to w każdym domu. Jednak jak na razie udaje nam się zażegnać wszelkie konflikty. Ona wie , że u nas się nie krzyczy lecz rozmawia , że się nie kłamie , a najgorsza prawda jest lepsza od najlepszego kłamstwa. Stała się bardziej spokojna, opanowana. Jest jeszcze problem z nauką , ale myślę , że i z tym sobie poradzimy. Już nie długo jedziemy na zakończenie procedury wszczepienia implantu ślimakowego więc może po tym ruszy z kopyta. Oby tak było. Chciałabym aby te moje robaczki dały sobie w życiu radę. Były samodzielne i samowystarczalne, ale przede wszystkim szczęśliwe i spokojne.
Jeżeli chodzi o widoki jakie mienią się każdego ranka podczas podróży do pracy to istny szok. Codziennie mogłabym się zatrzymywać i chłonąć te bajkowe obrazy. Życie naprawdę cudem jest i właśnie te małe rzeczy sprawiają , że nasz byt jest lżejszy i daje się go unieść na swoich barkach.
Luty minął na spotkaniach jak zwykle z psiapsi i wypadziku do Smaki Esty, które za każdym razem porywają mnie swoim smakiem. Co jakiś czas zmienia się u nich karta menu i zawsze ich dania to strzał w dziesiątkę. Istne delicje.
Luty to także urodziny tatusia. Obie córeczki przygotowały niespodzianki. Były prezenty, słodki poczęstunek i pokaz tańców. Były miłe słowa i przytulańce. Było ciepło , słodko , szczęśliwie. Luty pełen niespodzianek i pysznych kalorii. No bo jeszcze trafił nam się tłusty czwartek i jak wiadomo nie wolno odmawiać pączkowi. W tym roku skromnie - zjadłam tylko dwa. Były kupne , ale jak smaczne. Trafiły mi się z czekoladą i różą. W domu tatko puścił wodze fantazji i dorzucił z bitą śmietaną, pistacją i toffi. U nas same chudzielce więc im nie zaszkodzi. Do następnego razu.