-Bo mamusi się nie chciało, tak tak. Tatusiowi tez się nie chciało!!!!
I szedł ten chłopina wkurzony na cały świat, a zwłaszcza na staruszków , że mu czegoś nie zrobili, nie podjechali, albo tym podobnym. Jednak szybko mu przechodziło i na twarzy znów ponownie pojawiał się banan. Jeżeli chodzi o pannę Zuzannę no to tu mieliśmy istna ciszę. Tu nie było słów, trzaskania drzwiami, buntu itp. Tu był ogromny foch , polegający na nie odzywaniu się do starych i siedzeniu w swoim pokoju. Wyłaniała się tylko w poszukiwaniu padliny, wodopoju i ponowne udanie się na legowisko. Czy to było dla mnie jako mamy przyjemne? Ależ skąd!!!!! Wolałabym z milion razy napyskowanie, rzucanie talerzami niż ta okropna cisza. Nie wiesz czy wszystko jest ok. Czy to co do niej mówisz przynosi jakiś rezultat. Nie ma odpowiedzi zwrotnej. Nie wiesz na czym masz bazować. Jakie strategie wdrożyć aby życie normalnie funkcjonowało. Wtedy po raz enty podjęliśmy terapię psychologiczną. Tylko ,że tym razem zapisaliśmy się jako rodzina. To był dla nas ostatni dzwonek aby nam się poukładało. Byliśmy praktycznie jedynymi rodzicami w grupie Zuzi , którzy chcieli aby ich dziecko wykrzyczało swoje emocje, potrzaskało drzwiami i powiedziało mi , że mnie nienawidzi. Chciałam aby wyrzuciła ze siebie wszystko co ją w życiu spotkało. Przecież to nienormalne , aby nic nie czuć. Nie płakać, nie cieszyć się, nie pyskować, złościć się . Była poczwórnie porzucona w swoim życiu. Pierwszy raz kiedy rodzice zostawili ja pod drzwiami dziadków. Drugi raz kiedy jej prababcia umarła. Trzeci raz kiedy musiała pójść do nowej rodziny i zostawić wszystko za sobą. No i czwarty- kiedy umiera jej brat. Osoba , która była jej adwokatem, przyjacielem, pośrednikiem, pomocnikiem. Dla nas dorosłych to ciężkie tematy, które nie przepracowane odciskają swoje piętno w dorosłym życiu. Nie jeden z nas, dorosłych boryka się ze swoimi demonami z lat dzieciństwa. Nie chciałam tego dla niej. Jako matka i kobieta nie wyobrażam sobie aby moje dziecię nie przytulało się do swojego potomstwa, do ukochanej osoby. Nie płakało, złościło się , nie mówiło o swoich potrzebach, marzeniach. Nie mogę pozwolić aby ona odrzuciła kiedyś swoje dziecko bo nie będzie umiała kochać. Takie nie przepracowane relacje dają o sobie znać w najmniej oczekiwanym momencie swojego życia. Krzywdzą nie tylko dana osobę ale przede wszystkim najbliższe otoczenie. Czy udało nam się? ...Trudno powiedzieć. Jednak jest mega duża różnica. I to duża zasługa panny Sary. Prosiłam mojego koliberka co noc aby nie zostawiał nas z tym problemem samych. Nie było już Jego i Zuza całkiem odsunęła się ode mnie. Życie z dzieckiem obok było straszne i nic nie zapowiadało na pozytywne zakończenie tego dramatu. I wreszcie moje prośby zostały wysłuchane!!! Pojawiła się Sara i zmusiła Zuzę do otwarcia się, spojrzenia na swój los z jej perspektywy. Zmusiła ją do wyjścia ze swojej skorupy, do rozmów, do uśmiechu. Sara to taka mała przylepa. Tak Norbert potrzebuje dużo całusów i przytulasów. Zapewniania jej na okrągło :
-Kochasz mnie mamo?
- Tak słońce. Kocham bardzo, bardzo!!!!
A potem mocny uścisk, oczy pełne miłości, głęboki oddech, spokój.
- Mamo jak dobrze ,że mnie znalazłaś! Wreszcie mam rodzinę. Wreszcie mam siostrę. Kocham Was baaardzo!
Czasami krzyknie na Zuzę:
- Zuzia dlaczego nie przytulisz się do mamy? Przecież to Twoja mama!
No i dziewczyna musi się przytulić do tej wstrętnej matki. Już nie jest tak źle. Co raz częściej to robi sama z siebie. Co mnie najbardziej cieszy , to to, że rozmawia ze mną , że przychodzi po poradę, że wiem co jej w duszy gra. Zaczęła się interesować domem, naszym życiem.
Natomiast jeśli chodzi o naszą Calineczkę no to mamy typową panienkę wchodzącą w okres nastoletni z całą gamą zachowań: od rozpaczy, do buntu, poprzez radość , smutek, tu mi wisizm, ja wiem najlepiej, wszystko widziałam, wszędzie byłam, na wszystkim się znam, a tak w ogóle to nikt mnie nie lubi , to niesprawiedliwe, dlaczego ja!!! No cóż. Sami to sobie zrobiliśmy hihihi.
Podczas podróży do Wrocławia mała zbierała fotki z krasnalami. W samym Rynku jest ich sporo. Nie zdążyła podejść do wszystkich bo spieszyli się do domu na zajęcia basenowe, a po drugie mnóstwo wycieczek szkolnych oblegało małe stworki. Kiedyś wybierzemy się wszyscy na spacer śladami wrocławskich krasnali.
No oczywiście. Mała księżniczka nie odpuści małe co nie co na słodko w towarzystwie ukochanego tatusia. Ten starszy też nie odmówi pysznej kawki z ciasteczkiem. Dobrana z nich para.
Jeżeli chodzi o wizyty lekarskie to część już załatwiona. Na dobrej drodze jesteśmy w związku z implantem ślimakowym. Czekamy już tylko na MR kości skroniowych , konsultację z chirurgiem otolaryngologicznym i ... może początek przyszłego roku przyniesie zabieg. W Katowicach też do przodu. Kości zrosły się idealnie. Na kolejną korektę jesteśmy umówieni na lipiec, a końcem maja ponowne RTG i badania. W międzyczasie musimy porehabilitowac jej nogi i biodra. Tyle lat chodziła krzywo , że teraz trzeba naprostować stopy, a zwłaszcza kolana. Powoli w domu przygotowuje ją do słyszenia - jako surdologopeda. Oprócz tego ma zajęcia z logopedą i surdologopedą w szkole, pedagogiem i psychologiem, zajęcia biofeedback, basen, zajęcia wyrównawcze z matematyki, korki z anglika. Ze mną podczas zajęć pracujemy również nad koncentracją i pamięcią krótkotrwałą. Z tym również ma duży problem. Mam jednak nadzieję , że uda nam się wszystko naprostować i wyrównać do wieku. Jest mądrą i czasami dość chętną do współpracy. Mało wierzy w siebie, więc trochę wspomagam się z grami w emocje , pytakami, czy rysunkiem. Dużo pracy przed nami , ale warto - uśmiech i szczęście dziecka nieocenione!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz