STYCZEŃ 2024 r.

  



 Styczeń...Nowy rok zaczął się tak bardzo szybko. Nawet nie wiem kiedy to zleciało. Kolejny rok bez mojego miśka. Czas dla nas się zatrzymał  dwa lata temu. Jak i w tamtym roku, tak i w tym poszłam na pielgrzymkę , swoją własną. Na Górę Górzec. 01.01.2024r sama wyruszyłam  na spacer. Tym razem prosto z domu, bez towarzyszy. Moje panienki jeszcze spały. Psiak ułożył się w pościeli obok najstarszej , a mężusiowi się nie chciało. Wzięłam  telefon i swoje ulubione melodie, słuchawki , wygodne buty i pomaszerowałam. Głowę miałam pełną wspomnień, myśli i nadziei na lepsze jutro. Szłam rozmawiając z moimi najbliższymi o moim życiu, o bólach, cierpiączkach, moich marzeniach i strachu. Tak, strachu przed nieznanym. W mojej głowie jest wiele pytań. Czy na pewno dobrze zrobiłam.? Czy dam radę? Czy będę dobrą mamą? Czy dziewczynki się dogadają? Czy mój mąż nie zwariuje przy tylu babach? A jak będzie w nowej pracy? Czy ja coś w ogóle umiem? Czy zaliczę speckę?  Czy będę zdrowa? Czy moja rodzina będzie zdrowa? Czy nikt mnie znów nie opuści? Milion kotłujących się pytań, rozważań. Z tym szłam pod górkę. Spokojnie, bez spiny. Miałam czas. Nikt mnie nie gonił. Szłam do nich. Do moich najukochańszych. Szłam aby im podziękować za to ,że byli, że mnie kochali, że nadal są w moim życiu. Czuję ich obecność mimo ,że ich nie widzę. To czasami mnie pogrąża w smutku. Czuć a nie widzieć. Nasze życie jest przyzwyczajone do obrazów. Kiedy coś poznajemy musimy to zobaczyć, dotknąć. Tu nie ma takiej możliwości. Tu musisz przenieść się na wyższy lewel swoich zdolności percepcyjnych. Tu musisz uwierzyć , że coś jest chociaż tego nie widzisz. Czasami gdy siedzę w domu nagle przychodzi mnie ochota na rozmowę z nimi. Gadam o tym i o tamtym. Po prostu tak zwyczajnie. Komentuję piosenkę lub film. Pytam się co by zrobili na obiad, albo jak to by zrobili. Wsiadam do auta i proszę o dobra drogę , miejsce parkingowe. Potem za nie baaardzo dziękuję. Czasami coś mi się przypomni, takiego wiecie wesołego - to po prostu się śmieję. Wczoraj usiadłam w pokoju Norbcia. Było już ciemno. Miałam do przygotowania referat na zajęcia do szkoły. Zapaliłam lampkę , którą dostałam od taty. Wzięłam książkę jedną z ulubionych koliberka, przykryłam się kocem z Harry Potterem i czułam jak oni siedzą obok mnie. Jak tato słucha i przygląda się moim oczom, a Norbciu wtula swoje kościste, zmarznięte nogi w moje ciało. Wtedy czuję spokój. Chciałabym aby ta chwila trwała wiecznie. Czasami tylko ...boli jak cholera ta prawdziwa niemoc dotknięcia ich. Najgorsze są chwile kiedy oglądam film, lub program w TV o dzieciach chorych, porzuconych. Kiedy muszą umrzeć. Kiedy nie da się ich uratować. Wtedy mój dzień to już suma wielu łez, poczucia winy, gniewu, żalu, niesprawiedliwości, tęsknoty i chęci pójścia za nimi. Huśtawka emocji jest zawsze ze mną , każdego dnia. To nie jest ,że minie, że jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki odczarujesz swoje życie. Nie!!! Nie zapominasz. Tylko starasz się żyć w tym czymś nowym co nazywa się życiem. Życiem bez kawałka Twojego serca, z dziurą stąd aż do nieba. Z żalem , który towarzyszy ci podczas pobudki i zaśnięcia. To Twój przyjaciel. Jest z Tobą zawsze, wszędzie i na każdym kroku. Nie zostawia cię. Przypomina o sobie w nieoczekiwanych momentach. Dopada jak lwica do twojego gardła i szarpie Tobą i Twoimi  emocjami. Po prostu jest...i nic tego już nie zmieni. Musisz się nauczyć z tym żyć. Zaakceptować  to takim jakim jest. Zaprzyjaźnić się  z nim. Musisz jeśli chcesz dalej żyć i nie pozwolić aby to zniszczyło Twoją rodzinę. Dobra , ale dosyć tych smutasów. Przecież były i cudne dni...ba nawet śmieszne.


 







  

 

 




Śmieszne to chyba mało powiedziane. Moje panny załapały wszy. No i to był dramat. HEHEHE. Walczyliśmy dość długo, bo niestety panny mają długie włosy, a jeśli chodzi o Zuzę to ona ma cholernie grube włosy. Obdarowała by nimi kilka dziewczyn. Jednak zniosły to bardzo dzielnie. Kuracja powtórzona dwukrotnie. Chyba zabiłyśmy je na śmierć . Mam taką nadzieję. Tyle co słyszę to teraz jakaś masakra. Wszędzie wszawica panuje. No ale cóż. Wszystkiego w życiu trzeba spróbować. Pościel, ręczniki, ubrania, pluszaki - wszystko wyprane, zdezynfekowane, wysuszone i odmrożone po dwakroć. Teraz co dziennie odstraszacz na wszy w sprayu i aby do przodu. Tak więc ferie zaczęły nam się bardzo ekscytująco. Jeżeli chodzi o atrakcje dla najmłodszych to powiem tak: miałam ogromne plany ( jak co roku obiecuję sobie ,że nie będę planować , ale i tak nie wytrzymuję)i nici z nich wyszło. Czyli po raz kolejny sprawdzili się zdanie - ty planujesz , Bóg krzyżuje. Miały być łyżwy, spacer w Lumina Park Zamek Topacz, kolejkowo, pub Pod Trzema Miotłami, kino, warsztaty. To co się odbyło? Ano warsztaty. U nas na świetlicy wiejskiej dzieci szkolne miały zorganizowane półkolonie. Oferta superaśna. Zuzia z nich skorzystała. Młoda niestety nie. Spała do 12.00. Tak , do południa. Mogłam ją budzić, ale dobra - niech pośpi . Wstają w ciągu roku o 6.00 rano. W sobotę też gonię wcześnie bo korki z anglika , a po drugie trzeba ogarnąć chatę. Więc pozwoliłam na leniuchowanie. Ja pierwszy tydzień pracowałam. Drugi to urlop. Jednak nie pospaliśmy bo Sara miała umówione konsultacje lekarskie. Teraz musimy wszystko nadgonić i usprawnić ją na tyle ile jest możliwe. Tak więc znowu zaczęła nam się przygoda z oddziałami szpitalnymi: kardiolog, okulista, laryngolog, chirurg ortopeda, chirurg plastyczny, rehabilitacja, logopeda, surdologopeda, psycholog, pedagog. Mamy co robić.

 



Wybraliśmy się również do Kina Helios w Legnicy na Akademie Pana Kleksa. Hmm , co mam powiedzieć? Nie podobała mi się. Ale to oczywiście moje zdanie. Dziewczyny zachwycone i to najważniejsze. Jeśli chodzi o mnie to chyba oceniam tak ze względu  na sentyment do oryginału . W końcu się na nim wychowałam. Obejrzałam wszystkie części. Maiłam kupione płyty winylowe na adapter, które ujeżdżałam ile się da. Potem , kiedy w naszym świecie pojawił się mały człowieczek , który ciągle leżał na oddziałach szpitalnych, piosenki z tego repertuaru wykonywałam co wieczór aby uspokoić moją kruszynkę. Bardzo je lubił. Z czasem sam zaczął nucić ich piosenki. Kupiłam wszystkie części na CD i on je maltretował. Udało się nam nawet doglądnąć stary film. Uwielbiał Pana Kleksa i Mateusza. Teraz po seansie filmowym z moimi pannicami , piosenki na nowo rozbrzmiały w naszym domku. Nie powiem , muzyka genialna. Nowe brzmienie. Super , bardzo mi pasuje , aczkolwiek łezka kręci się w oku . Powracają wspomnienia z tamtych chwil z koliberkiem i dławi w gardle. Jeżeli chodzi o fabułę tego filmu to troszkę chaotyczna i mało samej akademii , nauk, zabaw i dłuższych piosenek. Sam Mateusz dla mnie był mało sympatyczny ( chodzi o wygląd). Jednak tak jak mówię to moje zdanie.


 

Udało się nam w styczniu załapać na śnieg. Dziewczyny poszalały na sankach. Mamy tu lekkie górki, pola, więc było gdzie pojeździć. Bałwana lenie  nie zrobiły , a szkoda. Jednak nic straconego. Najprawdopodobniej śnieg ma jeszcze padać w lutym. Więc może się uda zrobić aniołki na śniegu i kule bałwanie.


 


 


 


 




Było za to dużo leniuchowania na kanapie w salonie. Dziewczyny przyniosły kocyki, zrobiły popcorn i tak wylegiwaliśmy oglądając Disneya i Netflix. Nie powiem, że nie było fajnie. Mogłam nadrobić zaległości filmowe , a i miejsce było rewelacyjne. W domu, pod kocykiem, na tapczaniku, przytulonym do mężusia ,z kawusią... żyć i nie umierać.


 






Nawet znaleźliśmy czas aby dokończyć remoncik naszej sypialni. Wyszło mega fantastycznie. Bałam się co do koloru , ale to był strzał w dziesiątkę. Na ścianach pojawił się ozdobny stiuk w kolorze czarnym z dodatkiem srebrnych igiełek. Do tego lamelki w kolorze mocca. Jedne grubsze, drugie cieńsze. Mąż dorobił do nich podświetlenie Led i  dało efekt łał !!!! Białe mebelki pozostały. Dokupiliśmy ogromne , ciemne lustro podświetlane oraz czarną toaletkę  taka do ściany, bez nóżek. Nie rzuca się w oczy. Gubi się na tle ściany. Powiesiliśmy nasz obraz z Opola i wyszło tak jak powinno być. Pokój nie zmniejszył się. Mam nawet wrażenie , że bardziej zrobił się przestronny. No klimacik typowo buduarowy. Jest moc.


 

Zakupiłam trochę sprzętu terapeutycznego i  dostałam duże co nieco w prezencie od mojej siostruni pomoce logopedyczne , za które jestem bardzo wdzięczna. Wszystko musiałam przetestować na sobie. Mam teraz dużo sprzętu do masażyków , co bardzo się spodobało mojej najmłodszej latorośli. Od razu przystąpiła do ataku i stworzyła salon spa. Musieliśmy się położyć , rozebrać. Tak jak u profesjonalisty otrzymaliśmy ręczniczki, balsam do ciała, w tle muzyczka i świeczki. Nasza księżniczka z różną mocą sprawiała nam radość bycia masowanym. Czasami miałam wrażenie , że z bólu odfrunę, a czasami z delikatności zasnę. Hmmm , chyba tak powinno być. Wszyscy szczęśliwi , zadowoleni, spełnieni. No i oczywiście sprzęt zatwierdzony, a to najważniejsze.


 

I ostatnia atrakcja w tym miesiącu to WOŚP i występ mojej starszej na scenie w JOK jako tancerz z acrodance. Siedząc w Teatrze i czekając na występy wzięłam udział w licytacjach. I tak udało mi się wygrać kolację walentynkową  w Smaki Esty oraz pizzę do Pub Podzamcze. Tu chyba skorzystam w dniu pizzy , czyli 09 lutego. Jest jak znalazł. Dużo atrakcji przygotowało miasto .Mogłam pooglądać zabytkowe pojazdy na rynku w Jaworze, dotknąć obślizgłego pytona, zjeść ciasteczko. Mieliśmy jeszcze pojechać do naszej Gminy kochanej, ale najmłodsza była podziębiona. I tak już była zła, że Zuza mogła występować , a ona nie. Teraz co wiem zbliżają się mistrzostwa w tańcu i moje laski się do nich przygotowują. Oby dały radę. Trzymam kciuki za te moje słodkości. Wkręciły się w tą akrobatykę. No i super. Zapisałam je już na obóz taneczny w sierpniu do Darłowa. Niech korzystają póki mogą  i póki ja daję radę to ogarnąć.


 


 











Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zamek 🏰 Kliczków

Ostatni weekend kwietnia spędziłam wraz z przyjaciółką w cudnym miejscu. Wybrałyśmy się do Zamku Kliczków. Lubimy zwiedzać tutejsze zamki. W...