Pierwsze nasze wspólne wakacje spędziliśmy w Polsce i to początkiem czerwca. Pogoda trafiła nam się bardzo piękna. Był czas na opalanie się na plaży i skorzystanie z zamoczenia stópek w naszym cholernie zimnym Bałtyku. Misiek bardzo dobrze zniosło pobyt wakacyjny. Przeszkadzało mu jedynie gorący piach i słoneczko, które świeciło prosto w oczka.
Razem z nami oczywiście na wakacje pojechała nasza psinka. Wtedy mieliśmy pudelka miniaturkę Nukę.Bardzo grzeczny i ułożony piesek. Pilnował tego naszego skarba na każdym kroku. Jedynym mankamentem było tylko to ,że ta nasza psinka sama nie chciała zostać w domku. Piszczała tak głośno ,że było ją słychać na cały kemping. No cóż, musiała chodzić wszędzie z nami. Dobrze, że były miejsca przyjazne zwierzętom. Wtedy nie było to tak rozpropagowane jak teraz, ale daliśmy radę.
Moje serduszko zawsze się uśmiechało. Tak jak pisałam wcześniej - banan nie schodził mu z twarzy. Moje kochane, pogodne i szczęśliwe dziecko. Umiał sam się zająć. Wystarczyło dać mu kilka zabawek albo książeczkę do oglądania i dziecka nie było. Nauczył się z nami spacerować i robić kilometry. My nie siedzimy na plaży tylko zwiedzamy i pokazujemy naszym dzieciom świat przy okazji gadając i opowiadając non stop.
Do tego zdjęcia mam wielki sentyment. Rzem z tatą , który osłania Go od słoneczka. Potem ma podobne zdjęcie jak jest większy. Tata zawsze stał za nim, był jego zbroją. Tata nigdy nie krzyczał, nie złościł się . Zawsze miał czas, cierpliwość.Kochał tak mocno jak ja.
Zejście na plażę mieliśmy nieco bardziej dzikie.Kto miał małe dzieci i wózek to wie jak ciężko przepchnąć go na plaże, ale dzielny tata zawsze dawał radę. To był mały pikuś. Ciężej nam było wnosić wózek z dzieckiem, zakupami i psem na 3 piętro, ale daliśmy radę. Nawet ja.
Nasze psiaki to mieszczuchy i poduchowce , więc śpią razem z nami. Tak więc jak widać miejsce dla mężusia mało dostępne. No cóż zrobić jak się rozpuszcza psy i dzieci ( i żonę hihih).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz