DZIEN KOBIET - marzec 2023r.




Dzień Kobiet spędziłam w gronie moich cudnych koleżanek z pracy. Na imprezę zarezerwowaliśmy sobie stolik w Przystani Smaków.  Ekipa nam dopisała, byłyśmy praktycznie wszystkie. Dawno nie organizowałyśmy takich wypadów. U mnie minął rok od śmierci Norbusia i mogłam juz trochę 




bardziej posiedzieć przy muzyce, co uważam za bezsens. Każdy z nas ma żałobę w sercu i nie trwa ona rok, tylko całe życie, a to czy ja będę się śmiała, czy tańczyła - nie zmieni nic . On nie wróci. To tylko chwila bycia sztucznie szczęśliwą. Gdy zgasną światła, ucichnie muzyka, wszyscy rozejdą się do swoich domów i ja wrócę do pustki. Właśnie takie chwile jak ta pozwoliły mi przetrwać najgorsze w moim życiu. Pozwoliły mojej głowie i sercu złapać oddech. Siedząc teraz i pisząc moje wspomnienia , nic się nie zmieniło od tamtej chwili. Nadal tęsknie, nadal płaczę, nadal boli. Jednak żyję tu, jestem obecna w życiu tych którzy są blisko mnie. Muszę  umieć oddzielić wczoraj od dzisiaj. Choć czasami jest baaardzo trudno. Nie da się tego wszystkiego wymazać, zagłuszyć. Dzisiaj też tak sobie rozmawiałam z moja psiapsi o tym co czuję do mojego dziecka po śmierci. Przejeżdżam kilkakrotnie w ciągu doby obok jego grobu. W domu milion razy spoglądam za okno w stronę anioła. Jednak go tam nie czuję. Tam są tylko popioły jego ciała, tej materialnej powłoki , która nosiła to co najpiękniejsze - DUSZĘ. I tę właśnie duszę, energię czuję tutaj, w domu. Naszym wspólnym, ukochanym, kolorowym, z mnóstwem jego rzeczy, wspomnień, zapachów i smaków. To tutaj jestem szczęśliwa, czując jego obecność. To tutaj mam moc , chęci do dalszego działania, istnienia, pomagania. Nawet gdy mam jechać na groby mamy, babci czy taty - to czuję ,że muszę bo trzeba posprzątać. Nie dlatego, aby ich odwiedzić .Nie!!!! Oni są wśród nas. Przedmioty, którymi się otaczam są prezentami, lub "spadkami" po ich istnieniu. Często wieczorem zapalam świeczki na kominku gdzie obok znajdują się ich fotografię i mówię: - to dla Was kochani, abyście wiedzieli, że jesteście w domu z rodziną. Zawsze byliście, jesteście i będziecie. - I wtedy czuję się spełniona, spokojna, radosna. Gdy piję kawę z ulubionej porcelany babci, jem tiramisu mojego synka, podaje obiad na talerzu ze statkami mojego taty, czy pije wino z kieliszka mamy to wtedy oni są ze mną , a ja z nimi. Tak więc Dzień Kobiet spędziłam na przyjemności w otoczeniu moich koleżanek. Było bardzo głośno. Frekwencja dopisała w restauracji. Kilka grup zawodowych wpadło na ten sam pomysł co my. Kawiarnia pękała w szwach. Kelnerki nie nadążały za dostarczaniem pysznego jedzonka i kolorowych napoi. Na koniec zrobiłyśmy sobie sesję w plenerze. Widok na zalew nocą, który jest oświetlony , a w oddali widać kolorowe miasto zrobiło na mnie wrażenie. Kosze plażowe jak na wczasach w Kołobrzegu, kwiaty, drewniane stoły to dekoracje na tarasie. Miło tu posiedzieć latem. Zresztą tego dnia również. Wystarczyło ubrać kurtkę i przysiąść z ciepłym napojem na zewnątrz.  Tak nam się tu spodobało, że kolejna imprezka jak nam się trafiła ( pożegnanie kolejnej koleżanki , która zamieniła miejsce pracy) też odbyła się tutaj. Było już nas niestety dużo więcej i praktycznie połowa sali należała do nas. Był tort , życzenia, łezki w oczach, prezenty i wspominki. W końcu razem przeżyliśmy 20 lat. To szmat czasu. Nawet nie wiem kiedy to zleciało. Zaczynaliśmy wszystko od nowa. Powolutku , aż do dzisiejszych rozmiarów. Ile w tym czasie się urodziło dzieci, ile naszych bliskich opuściło ten padół, ilu pracowników przewinęło się przez nasze korytarze. Różnie bywało. Raz lepiej , raz gorzej , ale zawsze trzymałyśmy się razem. Jednak z czasem coś się zmienia, dorastamy do nowych wyzwań, zmieniają się nasze priorytety, oczekiwania. Dołączają się choroby, problemy rodzinne, a czasami  po prostu potrzebujemy zmiany. Jestem kolejną osobą na liście , która będzie opuszczała szeregi . Nie odchodzę całkiem. Będę przyjeżdżała na umowę zlecenie, bo jakoś ciężko mi jest wszystko rzucić. Z czasem się zobaczy co i jak. Teraz ja chcę zmienić swoje życie. Chciałabym spełnić swoje marzenie o gabinecie logopedycznym. Chciałabym pozwiedzać świat. Czy to mi się uda? Tego nie wiem, ale mówią że małymi kroczkami dojdziesz do celu. Wiele udało mi się zrealizować z tego co zaplanowałam. Moim marzeniem jako nastolatka było zobaczenie Kenii. To marzenie spełnił mój mąż jako prezent na 40 -lat. To opowiem Wam innym razem, bo jest co. Chciałam mieć dom z ogródkiem. I tak też się stało. Gdyby nie dzieci to nie byłoby potrzeby. Dla nas dwójki wystarczyłyby dwa pokoje. Chciałam mieć dużą rodzinę. No i poniekąd taką mam. Dzięki Norbertowi pojawiła się Zuzia. Teraz mimo, że jego już nie ma fizycznie to nadal jest moim dzieckiem. Więc było ich dwoje - do tego parka . I dzięki niemu , bo chciał jeszcze jedno , a my nie chcieliśmy teraz być sami - pojawiła się Sara. Czyli mam trójkę wspaniałych dzieciaków. Chciałam studiować i doszkalać się . Chciałam mieć cudowne życie, zdrowe , pełne radości i uśmiechu przy boku cudownego faceta. I takie mam. Nie mamy wpływu na pewne sytuacje, które nam się przytrafiają. Zrobiłam wszystko aby  mieć dzieci i kochającą rodzinę. Zrobiłam wszystko aby moi bliscy byli zdrowi. Niestety Norbert urodził się z wada śmiertelną. Od początku było wiadomo ,że jego dni na tym świecie ssą policzone. Nie było wiadomo kiedy . Każdy dzień był dla nas cudem. Zamiast umrzeć tuz po porodzie zdążył skorzystać z niego aż piętnaście cudownych lat. Więc jestem szczęśliwa bo zdążyłam pozna bardzo pięknego , młodego człowieka. Dzięki niemu jestem kim jestem. Dzięki niemu jestem mamą. Poznałam co to radość, smutek , gniew, złość, strach, przerażenie, niezrozumienie. Poznałam co to jest prawdziwa czysta miłość. Oddanie siebie na maksa. Kochać tak mocno, aż zapiera ci dech w piersiach. Co to znać ból i tęsknotę. Moja mama, babcia i tato zmarli w szpitalu. Mój Norbert też. Z każdym z nich byłam do ostatniej chwili i każdemu z nich powiedziałam "kocham cię". Pomogłam tyle ile mogłam. Niestety rak  zabrał ich sam , bez możliwości poprawy stanu zdrowia. Na to już nie miałam wpływu. Jednak zawsze prosiłam tych w niebie o zdrowie, brak cierpienia i ich śmierć nie była ciężka, trudna. Może tylko moja mama się wycierpiała. Rak żołądka z przerzutami. Poszło bardzo szybko. Diagnoza ...parę miesięcy i śmierć. Tato guz móżdżku. Diagnoza, miesiąc i śmierć. Babcia miała guza trzonu macicy, ale to w latach młodszych i został usunięty. Bardzo dużo paliła. Oj bardzo dużo. Zaczęły się problemy kardiologiczne i POCHP. Trudność z chodzeniem i złapaniem powietrza. Trudność z odstawieniem fajek. Potem nagła śmierć mojej mamy , a jej córki. Załamanie się , depresja.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zamek 🏰 Kliczków

Ostatni weekend kwietnia spędziłam wraz z przyjaciółką w cudnym miejscu. Wybrałyśmy się do Zamku Kliczków. Lubimy zwiedzać tutejsze zamki. W...