MARZEC 2024

  



Marzec zaczął się bardzo szybko i tak też się skończył. Nawet nie wiem kiedy nagle zrobiło się zielono, żółto i ciepło. Z jednej strony bardzo się cieszę, ze to już wiosna , a z drugiej... tak szybko ten czas leci. Jadąc ostatnio do pracy powitały mnie już bociany. Najpierw można było zauważyć samych kawalerów, którzy przygotowywali swoje chatki na przybycie partnerek. Od niedawna widzę , że dziewczyny zjechały na chatę i nawet zaczęły się miłostki. Mam to szczęście , że jadąc do domu widzę jedno gniazdo , a przy mojej nowej pracy jest drugie. Uwielbiam ich podglądać. Czuję takie miłe łaskotanie po serduchu. W ogóle to uwielbiam podglądać przyrodę. Obserwować jak zmieniają się pory roku. Jak rolnicy pracują w polach. Jak zmienia się otoczenie pod wpływem pogody. Teraz jest wybuch ferii kolorów, zapachów i bogactwa zwierzyny. Na ogrodzie pojawiły się pierwsze biedronki, pszczoły, bąki, muchy , jeże, wiewiórki i ptactwo. Rano budzi mnie czerwone słońce i ćwierkot moich ptaszków - kosy zaczęły budować gniazda. Tylko patrzeć jak lada chwila wyklują się młode i będą się uczyć fruwać.Wieś to cudowny zakątek tego świata. Cisza, spokój, kolor, energia. Tutaj jest moje miejsce na ziemi. Ostatnio tak się zastanawiałam z siostrą i szwagrem gdzie chciałabym mieszkać na starość? Ogólnie cieszyłabym się gdybym umarła tutaj, u siebie , pośród wzgórz rzepakowych, blisko mojego dziecka. Jednak co los przyniesie tego nie wiemy. Trudno powiedzieć jak dziewczyny ogarną to wszystko. Czy będą chciały tu zamieszkać? Czy będą chciały nas nadal , jako rodziców? Jak ogarną się jako ludzie, co będą robiły, czy dadzą sobie radę w życiu, czy nasze gadanie nie idzie na marne? Jeżeli pójdą w świat , a nas nie będzie stać na utrzymanie takiej chawiery to sprzedamy to i kupimy sobie malutki apartament nad morzem. Kocham nasz Bałtyk niezależnie od pogody. Mój mężuś też, więc któż to wie co zrobimy?

A co do marca to życie pełne wrażeń. Zresztą chyba jak u każdego. Od 1 marca oficjalnie pracuję już w nowym miejscu. I powiem jest super. Dziewczyny okazały się wspaniałymi koleżankami. Przyjęły mnie bardzo dobrze. Doktorzy też w porządku. Inna trochę specyfika pracy, ale już ogarnęłam się i jest ok. Niedługo przenosimy się do nowego ośrodka zdrowia. Nowo wybudowany budynek, sprzęt i nowe wyzwania. Och jak ja to lubię. Nie pożegnałam się jeszcze całkowicie z poprzednią pracą bo jestem u nich co środę na 5 godzin. Więc jakbym nadal była. Nie mam czasu na myślenie i tęsknotę. Praca, praca i dom. Do tego jeszcze nauka - w maju mam wewnętrzny egzamin na specjalizację. Oprócz tego dziewczyny i ich szkoła, zajęcia dodatkowe i rehabilitacja Sary. Nie nudzę się , a wręcz przeciwnie - z chęcią bym odpoczęła, a bardziej to wyspała się.

8 marca czyli Dzień Kobiet ,a i moje imieniny. Mój Jarek miał niezłe wyzwanie - 4 baby  (w tym pies). Kupił nam po bukiecie tulipanów i wielkiej czekoladzie z Milki.  Laski wniebowzięte!!! W szkole oczywiście też pełno słodyczy, kwiatów, brak lekcji , pizza. Ja z koleżankami z pracy wybrałam się na bal w Jaworze organizowany przez burmistrza. Pierwszy raz na nim byłam i żałuję , że wcześniej nie uczestniczyłam. To raczej wyglądało jak Gala. Wszyscy elegancko ubrani, okrągłe stoły z  eleganckim nakryciem , kwiaty, balony, oświetlenie,, prezenty, posiłek. Na scenie chłopcy grali na żywo ; saksofon, śpiew, taniec. I Bera Band przygotowali fantastyczny występ, a nawet chyba z sześć. Chłopcy śpiewali, przebierali się i tańczyli. Dali czadu. Oprócz tego miałyśmy możliwość zrobienia sobie super zdjęć na ściankach , foto budkach. Wybawiłam się za wszystkie czasy. Nawet obcasy zdarłam i podeszwa odeszła hihihi. Czekam na następny rok. Było warto.















18.03.2024 odbyła się sprawa w sądzie i już oficjalnie nasza Sara jest NASZA. Ile było emocji. Biedne dziecko przezywało najbardziej. Bała się , że sąd nie pozwoli jej zostać z nami. Wreszcie poczuła się swobodnie i bezpiecznie i nie che tego stracić. Jesteśmy jej kolejna rodziną w tak krótkim jej życiu. Nie dziwię się , że czuła niepewność i strach przed nieznanym. Znowu miała by być oddana? Znowu coś nowego? Dziecko potrzebuje stałości, rutyny , miłości i bezpieczeństwa , czego ostatnimi czasy nie doznała. Ostatni dom był w porządku. Jednak jej marzeniem było mieć tatę i mamę. To był ostatni dzwonek. Potem chciała aby Kasia ( czyli jej opiekunka) została jej mamą. Malutka wierzyła , że w końcu znajdzie swój własny, prywatny dom. Nigdy nie traćmy wiary. Marzenia się spełniają. Moim marzeniem zawsze było mieć dużą rodzinę.Zawsze chciałam mieć dzieci - dużo. I co ? Marzenia się spełniają!!!! Nie zawsze jest jakbyśmy sobie wymarzyli. Nie powiedziałam Bogu: daj mi dzieci moje, zdrowe, piękne, mądre. Ja poprosiłam o dzieci, o to abym mogła być mamą! No i zostałam mamą! Nawet trzy razy!!! Gdy Norbert był u nas i wiedziałam , że może być różnie  to modliłam się co noc i prosiłam o zdrowie. Nie prosiłam o to aby żył, tylko żeby był zdrowy. Bóg sprawił aby moje ukochane dziecko było zdrowe - nie chorował. Gdyby nie wyjazdy po specjalistach frekwencja w szkole na 100 %. Mały był skazany na śmierć od początku narodzin. Żył pięknych , wspaniałych 15 -lat , a zapowiadało się na rok. I to jest cud. Nasz własny cud. Dziś mogę powiedzieć dziękuję. Dziękuję za te wszystkie lata, za każdy uśmiech, za każde słowo mama, za każdy pocałunek i przytulas, za każde święta i wakacje. Dziękuję za każdy dzień jaki nam podarowano. Tęsknię każdego dnia . Boli mnie każdego dnia. Jednak jestem szczęśliwa bo mam jego i mam rodzinę. Teraz Sara ma szansę na nowe , lepsze życie. Każdego dnia jest znowu wesoło, niestandardowo, nieoczywisto. I ja to lubię. Jest dobrze. Wiadomo , że mogłoby być lepiej, ale ja w pewnych rzeczach nie mam mocy sprawczej. Życie nauczyło mnie brać takim jakim jest i szukać w nim pozytywów. Jest zbyt krótkie, zbyt kruche aby zamartwiać się i mieć pretensje do całego świata. To my tu na ziemi kreujemy swój los. Cieszmy się chwilą , bo tylko ona jest ważna. Życie własnie składa się z takich chwil. Nic nie trwa wiecznie. Te chwile - lepsze i gorsze- pojawiają się i odchodzą. 

Tak więc nasza rodzina oficjalnie się powiększyła , z czego bardzo się cieszymy. Życie odzyskało blask i nadało sens naszemu istnieniu. Teraz już tylko będzie lepiej. 

W marcu ogród nabrał kolorów. Magnolia pokazała swoje magiczne kwiaty. Tulipany i żonkile wystawiły swoje główki do słońca. Przed domem posadziłam bratki i powiesiłam dekorację wielkanocną na drzwi. Od razu zrobiło się przytulnie. Jarek zdążył już dwa razy skosić trawę. Wybujała na maksa i do tego taka soczysta. Pierwsze zapachy skoszonej zieleniny. Luna oczywiście wytarzała się w niej i z białej Maltanki  zrobił się zielony brudasek. W sadzie cudownie kwitną wszystkie drzewa. Mam nadzieję ,że to się utrzyma i żaden mróz się nie pojawi , bo będzie lipa. Wszystko w tym roku za wcześnie , praktycznie o cały miesiąc do przodu.
















Przed Wielkanocą umówiłam moje dziewczynki na spotkanie z kurami i zającami w @zagradazwierzęcyswiat w Męcince. Odbyły się warsztaty wielkanocne , gdzie dzieciaki szukały jajek, robiły rzeżuchę, fotografowały się z króliczkami. Sara pierwszy raz była tutaj i bardzo jej się spodobało. Już zaplanowała wizytę i spacer a alpakami , a w lato przejażdżkę konną. Kocham to miejsce bo jest cudowne. Atmosfera jaka Nikola wprowadziła jest niesamowita. Sama lubię poprzytulać się do animalsów. 










Śniadanie wielkanocne zjedliśmy rodzinnie u siostry w domu. Od rana moje panienki nie były zadowolone bo nie było zajączka. Obrażone wsiadły do auta i całą drogę się nie odzywały. Kuzyn trochę je rozkręcił, a ciocia dała im po czekoladowym zającu. Po śniadaniu wygoniłam ich na podwórko aby sobie pozwiedzały okolicę. Pogoda była cudowna. Ciepełko, słońce przebijało się przez mgłę. Jak się okazało to pył z Afryki zakrywał niebo.Dziewczyny były niechętne na wyjście, ale młody pogonił je trochę. Nie minęła chwila jak za okna słychać było okrzyki radości. Zdążyłam pochować im wielkie jaja Kinder niespodzianki , zrobione na zamówienie, pod krzakami choinek. Ale była niespodzianka!!!! Od razu humory się poprawiły i już nie było marudzenia do końca dnia. Dzieciaki pograły w badmintona, pojeździły na rowerze, poszły się przejść po wiosce, a na koniec nie chciały wracać do domu. Jak co roku szwagier przygotował wspaniałe śniadanko. Ja wpieklam trzy ciasta, zrobiłam roladę z  schabu z białą kiełbasą (przepis wpadł mi w oku podczas oglądania PNŚ z braćmi Budnik), pasztet z królika. Mąż powędził trochę szyneczek, schabu, karkówki. Więc w tym roku mieliśmy same swojskie jedzonko. W Lany Poniedziałek spędziliśmy w domu. Dziewczynki rano nas oblały wodą , ale nie byliśmy dłużni. Mała oczywiście się pośliznęła i obila sobie rękę. Tak się również wydarzyło ,że ten poniedziałek to jeszcze był Prima Aprilis, więc młodzież próbowała nas ciągle w coś wkręcić, ale się nie udało hihi. Za to mi i siostrze tak. Wymyśliłyśmy , że za dwa tygodnie jedziemy z ciocią do Energylandii , a oni zostają sami w domu z opiekunką. No ale była zadyma! Jak to? My sami, bez nich? I jeszcze ktoś obcy będzie w domu z nimi? Dopiero na drugi dzień dowiedzieli się , że to żart. Było wesoło, luzacko, leniwie. Co roku obiecuję sobie ,że mniej zrobię do jedzenia , a i tak jakoś to wychodzi. Zastanawiam się nad przyszłym rokiem i wyjazdem do hotelu nad morze. Zobaczymy....

















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zamek 🏰 Kliczków

Ostatni weekend kwietnia spędziłam wraz z przyjaciółką w cudnym miejscu. Wybrałyśmy się do Zamku Kliczków. Lubimy zwiedzać tutejsze zamki. W...